1. Żel pod prysznic – Yves Rocher Cytryna i Bazylia – cudowny zapach, specjalnie trzymany na wyjazd. Nie mogę teraz znaleźć tego wpisu, ale już kiedyś na blogu wspominałam, że zawsze na wyjazdy zabieram nowy żel pod prysznic o wyjątkowym zapachu, który po powrocie chowam głęboko na półce i wyciągam po kilku miesiącach. Wspomnienia z wyjazdu wracają pod wpływem zapachu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :)) Jeśli jeszcze tego nie próbowałyście to naprawdę polecam!
2. Płyn micelarny – Garnier, z olejem arganowym – mój absolutny hit od kilku miesięcy. Idealnie zmywa mega czarną maskarę, której obecnie używam, z czym nie radziły sobie inne płyny. Jak wiecie kilka lat byłam wierna temu z Biedronki i pewnie bym tego nawet nie spróbowała, gdyby nie trafił do mnie w tak zwanych ‚darach losu’. To w sumie nie pierwszy kosmetyk, który w ten sposób poznałam i pokochałam, a na dowód powiem Wam tylko, że to już moje kolejne opakowanie 🙂
3. Spray z filtrem UV do włosów – Artego, Sunrise – trafił do mnie przypadkiem, ale stwierdziłam, że dam mu szansę. Skład ma niestety daleki od ideału, ale może na włosach się sprawdzi. Dam Wam znać po powrocie 🙂
4. Łagodny szampon – Biolaven – opisywany ostatnio TUTAJ więc nie będę się powtarzać 🙂
5. Odżywka – Artego Sunrise – to taki pewniak na wypadek gdyby włosy na wyjeździe chciały mnie zaskoczyć Bad Hair Day’em 😉 Efekt po tej odżywce pokazywałam Wam TUTAJ.
6. Stylizator – Fluid unoszący włosy, Kemon – jest ze mną już od prawie 5 lat i jak dotąd nie znalazłam nic co by działało lepiej. Co ciekawe od jakiegoś czasu podkrada mi go mój mąż 😀 Pokazywałam go na blogu TUTAJ.
7. Serum olejowe w sprayu – zamiast oleju biorę od razu gotowe serum (to ta butelka z dzisiejszą datą), bo moje włosy najbardziej lubią taką formę olejowania, a na plaży mogę nim nawet spryskać włosy i udawać, że są po prostu mokre 😛 Tym razem zmiksowałam w nim odżywkę Fructis 3 oleje, oleje z nasion bawełny, rycynowy i z orzechów laskowych i oczywiście wodę. Dodałam też trochę nawilżaczy (hydromanil, mleczko pszczele, aloes) i oczywiście konserwant, żeby serum przetrwało podróż.
8. Wcierka – tu akurat przelałam Jantar wymieszany z Andreą, którą stosuję już od ponad 2 miesięcy. O efektach i o tym jak dokładnie ją stosowałam jeszcze Wam napiszę jak skończę całą jej buteleczkę.
9. Szampon oczyszczający – Yves Rocher Volume – czyli mój ulubieniec od wielu już lat.
10. Silikonowe serum do zabezpieczania końcówek – Artego Rain Dance – kolejny ulubieniec, o którym pisałam TUTAJ.
11. Suchy szampon Batiste – akurat ten zapach średnio mi się podoba, ale muszę go wykończyć zanim wrócę do ulubionego Floral Essences 🙂
12. Pianka do mycia rąk – Bentley Organic – to co prawda nie do końca kosmetyk pielęgnacyjny, ale jest na tyle ciekawy, że postanowiłam go umieścić na zdjęciu. Idealny w podróży, gdy nie zawsze mamy jak dokładnie umyć ręce. Myje bez wody i ręcznika, działa antybakteryjnie i kompletnie nie wysusza skóry. Dla mnie prawdziwy hit i choć niezbyt tani (ok. 20zł) to wystarcza na długo (ponad 120 użyć), a przydaje się zwłaszcza w piaskownicy 😀
13. Krem do rąk – Isana 5% Urea – jemu też jestem wierna już od wielu lat i nigdy mnie nie zawiódł. Poradził sobie nawet zimą z moimi bardzo mocno przesuszonymi rękami, po tym jak spacerowałam z wózkiem bez rękawiczek. Stosuję go nie tylko do rąk, ale też do stóp i w razie potrzeby jako balsamu do ciała.
14. Maska do włosów – Czarna maska marokańska Planeta Organica – obecnie ulubiona maska emolientowa po tym jak wykończyłam TĘ i nie zamówiłam na razie kolejnego opakowania. Zamiast zabierać całą, przełożyłam odpowiednią ilość do małego pojemnika na żywność 😉 Przed wyjazdem zabezpieczę go jeszcze folią, żeby na pewno nie otworzył mi się w bagażu.
15. Krem do twarzy, Yves Rocher Serum Vegetal – miniaturkę dostałam przy ostatnich zakupach i okazał się idealny dla mnie. Szybko się wchłania, pięknie pachnie i widocznie odżywia skórę. Zastanawiam się właśnie nad zakupem pełnowymiarowego opakowania i pewnie po powrocie to zrobię jeśli tak samo dobrze sprawdzi mi się na wyjeździe.
Oprócz tego zabieram oczywiście ze sobą pastę do zębów, antyperspirant czy perfumy, których zabrakło na zdjęciu 😉 A także trzy filtry UV, bo każde z nas używa innego faktora. Dla Zuzi mam oczywiście 50tkę, sama smaruję się 30tką, a mąż niereformowalny :/ daje się namówić jedynie na 15tkę.
2. Master Precise Curvy Maybelline – do rysowania kresek – dla mnie ideał, dzięki któremu w końcu jestem w stanie narysować sobie naprawdę równe kreski i nosić tzw makijaż francuski :))) Ma bardzo wygodny, sztywny aplikator (bardziej jak flamaster) i naprawdę praktycznie każdy sobie z nim poradzi.
3. Korektor pod oczy – True Match Loreal – mój ideał 🙂 Zużywam już drugie opakowanie, a poznałam go dzięki młodszej siostrze. Dzięki niemu nawet po nieprzespanej nocy twarz wygląda świeżo i promiennie. Rozjaśniam nim też inne części twarzy (brodę, policzki przy nosie, środek czoła), konturując ją w ten sposób.
4. Podkład Affinitone Maybelline – obecny ulubieniec, dzięki któremu pożegnałam się z Estee Lauder Double Wear. Nie jest aż tak trwały, ale przez kilka godzin wygląda naprawdę super, jak zresztą widziałyście na niejednym moim zdjęciu (przy okazji dziękuję za wszystkie komplementy o mojej cerze, która jest bardzo daleka od ideału 😉 ).
5. Tusz Lash Sensational Maybelline – intensywnie czarny tusz, który pięknie podkreśla rzęsy. Zauroczyłam się nim, gdy kiedyś w ramach eksperymentu pomalowałam nim jedno oko, a drugie ówczesnym ulubieńcem z Lovely, różnica była diametralna i od tamtej pory używam tylko Maybelline 🙂
6. Pędzle – do konturowania i do pudru z Hakuro, do makijażu oczu – dwa Ingloty i Essence.
7. Paletka do konturowanie, KOBO – mój tegoroczny hit 🙂 Zdążyłam już kupić drugą na zapas na wypadek jakby ją wycofali, bo bez niej już sobie nie wyobrażam makijażu.
8. Puder Maybelline – jakiś czas szukałam nowego pudru po tym jak mój poprzedni ulubieniec został wycofany 🙁 Ten może jeszcze nie jest idealny, ale wystarczająco dobry by nie szukać dalej 🙂
9. Paletka cieni z Inglota – w sumie to teraz rzadko maluję oczy cieniami, ale na wszelki wypadek zabieram, gdyby nam się trafiło jakieś bardziej eleganckie wyjście wieczorem 😉
10. Kamuflaż z Catrice – do ukrywania wszelkich niedoskonałości. Kryje znakomicie, jedynie trwałość mogłaby być lepsza.
11. Lakier do paznokci Super Stay Maybelline – od jakiegoś czasu używam tylko tych lakierów, na moich paznokciach są wyjątkowo trwałe i przebijają nawet hybrydy (które potrafiły mi zejść na 2 dzień po zrobieniu). Maybelline nie odpryskuje, a jedynie wyciera się na końcach, więc spokojnie wytrzymuje u mnie kilka dni.
12. Kredka do brwi Maybelline – z jednej strony a z drugiej mamy gąbeczkę którą nie tylko maluję brwi, ale także rysuję nią miękką kreskę wzdłuż rzęs. To moje kolejne odkrycie tego roku i asolutny must have.
Być może ktoś z Was się zdziwi, że tyle tu kosmetyków Maybelline i rzeczywiście większość z nich trafiła kiedyś do mnie w paczkach od agencji PR. Nie jest to jednak w żadnym wypadku wpis sponsorowany, tym bardziej, że prawie wszystkie z nich (poza dwoma nowościami – numerki 1 i 2) kupiłam sobie sama po tym jak wykończyłam opakowanie testowe. Przyznam Wam się, że w pewnym momencie miałam przesyt takich ‚darów losu’ i miałam nawet ochotę napisać do agencji by nie przesyłały mi już ich więcej, ale po tym jak dzięki Maybelline odkryłam kosmetyki, które sprawdzają się u mnie idealnie i zastąpiły moich dotychczasowych ulubieńców (a dobrze wiem, że sama bym po nie nie sięgnęła) stwierdziłam, że może nie jest to takie złe 🙂 Nietrafione kosmetyki puszczam dalej, a sama mam okazję poznać nowości i wyłapać wśród nich to co jest naprawdę dobre.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen