Dodając wczoraj napis do zdjęcia pomyślałam, że znów trochę późno pojawia się aktualizacja. Pierwotnie plan zakładał, że będę je zamieszczała na początku miesiąca i podsumowywała w nich całą pielęgnację z poprzedniego. W praktyce jak widać nie zawsze mi się to udaje, bo albo nie ma mi kto zrobić zdjęcia albo to ja nie mam kiedy sfotografować używanych ostatnio kosmetyków. Tym razem jednak powód był inny… od początku stycznia zastanawiałam się co zrobić by uatrakcyjnić tę serię. Ta dotychczasowa forma nieco już mi się opatrzyła i domyślam się, że Wam też. Jeśli więc macie jakiekolwiek propozycje/sugestie tego jak chciałybyście by wyglądało moje miesięczne podsumowanie to koniecznie dajcie znać w komentarzach, a na razie zapraszam Was na podsumowanie grudnia w nieco tylko odkurzonej formie…
Plan pielęgnacji w grudniu:
Mycie:
Włosy standardowo myłam co 1-2 dni. Starając się by w miarę możliwości wypadało to co drugi dzień. Najczęściej sięgałam po Białe mydło Babuszki Agafii, które sprawdza się u mnie prawie tak dobrze jak TO czarne. Dlaczego prawie i nieco więcej o samym mydle napiszę Wam za jakiś czas w recenzji.
Kiedy czułam, że włosy są już nieco przesuszone to zamieniałam mydło na Szampon Volume z Yves Rocher. Oba te produkty mają mocne detergenty, więc nie potrzebowałam już oczyszczać włosów niczym więcej. Przy myciu tymi produktami moja skóra głowy nie potrzebuje też peelingu, więc w grudniu nie robiłam go ani razu.
Jeśli chodzi o suchy szampon to w zeszłym miesiącu użyłam go może z 5 razy. Wiem jak kuszące jest stosowanie go po każdym myciu (zwłaszcza jeśli korzystamy z TEGO sposobu), bo włosy są wtedy świeże kilka dni i wyglądają na znacznie gęstsze, ale niestety nasza skóra głowy nie byłaby zadowolona, dosyć szybko stałaby się przesuszona, a to mogłoby w konsekwencji spowodować nadmierne wypadanie.
Olejowanie:
Moje włosy nie potrzebują już tak częstego ani intensywnego olejowania jak w czasach gdy były jeszcze bardzo zniszczone, więc obecnie stosunkowo rzadko sięgam po oleje. W grudniu Winogronowy olej Dermacol nałożyłam na całe włosy przed myciem 3 razy. Częściej zdarzało mi się roztartą w dłoniach kroplę oleju aplikować na same końce już po myciu, ale i tego nie robiłam za każdym razem. Jedynie wtedy, gdy widziałam, że włosy potrzebują dodatkowej dawki wygładzenia.
Odżywianie:
W grudniu moim podstawowym produktem do odżywiania była Aloesowa maska z Natur Vital. Nakładałam ją głównie przed myciem, ale zdarzało mi się też używać jej zamiast odżywki po myciu. Nawet w tej roli, nałożona tylko na chwilę sprawdzała się u mnie cudownie, więc nie miałam potrzeby by kombinować z innymi produktami. Po Odżywkę Long repair od Nivei sięgnęłam kilka razy, ale głównie dlatego, że po prostu chciałam ją już wykończyć.
Stylizacja:
Wciąż ograniczona do absolutnego minimum czyli w 90% przypadków włosy zostawiałam do samodzielnego wyschnięcia i prawie suche upinałam na noc w koczka bez gumek i spinek. Rano po takim zabiegu wyglądają mniej więcej tak jak na zdjęciu powyżej (oczywiście efekt za każdym razem jest inny, ale tak już jest przy falowanych włosach 😉 ). Jedynie w święta zrobiłam wyjątek i ułożyłam je na grubej lokówce – prezentowały się wtedy TAK. Nie mogę nie wspomnieć też o sesji zdjęciowej, w której razem z innymi blogerkami brałam udział. Tego dnia moje włosy przeszły małe piekło (kręcenie na prostownicy, tapirowanie, rozczesanie loków i znów kręcenie na lokówce, a do tego toooona lakieru i innych stylizatorów), ale jak widać taka jednorazowa, nawet ekstremalna akcja nie jest im straszna. Piszę to specjalnie dla tych z Was, które w mailach pytają mnie jak ochronić włosy przy takich okazjach jak Sylwester, studniówki czy wesela – nie bójcie się 🙂 Jeśli fryzjerka nie spali Wam włosów nieumiejętnym użyciem wysokiej temperatury (a to raczej nie zdarza się często) to Wasze włosy na pewno nie ucierpią.
Inne zabiegi:
Pod koniec grudnia wydawało mi się, że moim włosom brakuje protein (były takie bez życia), więc zalaminowałam je żelatyną. Niestety nie był to dobry wybór, bo po zabiegu wyglądały jeszcze gorzej 😉 Na szczęście wystarczyło je dobrze oczyścić i naolejować by wróciły do formy (było to jedynie lekkie przeproteinowanie).
W grudniu też po raz pierwszy zafarbowałam włosy (a dokładniej odrosty) nowym odcieniem. Tym razem zamiast Color&Soin 1N czyli hebanowej czerni wybrałam 4N czyli szatyn naturalny. Różnica w kolorze jest duża i niestety farba choć na początku wyszła chłodna to teraz spłukuje się na rudawy brąz 🙁 W tej chwili – 3 tygodnie po farbowaniu jest to już bardzo widoczne, ale zostało mi jeszcze pół farby, więc w weekend ją zużyję. Następnym razem spróbuję chyba o jeden odcień ciemniejszą – 3N czyli ciemny szatyn. Zobaczymy czy ta też będzie się spierać na rudo…
W zeszłym miesiącu pojawiła się u mnie jeszcze jedna nowość, a raczej coś czego już dawno nie używałam – aloesowa mgiełka. Tym razem zrobiłam ją jedynie z dwóch składników (soku z aloesu i wody różanej), bo wszystkie moje półprodukty gdzieś się zapodziały podczas przeprowadzki 🙁 Mgiełka przepięknie pachnie różami i doskonale nawilża włosy. Używałam jej głównie pod olej i pod maskę (nakładane przed myciem).
Odżywianie od wewnątrz:
Tutaj przede wszystkim wciąż królowała u mnie Skrzypokrzywa (już skończyłam 3 miesięczną kurację i zaczyna mi jej brakować). Do tego tradycyjnie piłam olej z wiesiołka i kwasy omega – 3. Oprócz suplementów starałam się bardzo dbać o to co jem, ale niestety w grudniu z racji świąt pozwoliłam sobie na więcej odskoczni od mojej standardowej diety. Teraz już grzecznie wracam do paleo. Piszę o tym, bo jestem przekonana, że świeże owoce i warzywa, jajka, zielone koktajle i dobrej jakości mięso, które jem codziennie ma niemały wpływ na stan włosów 🙂
Mam nadzieję, że post nie wyszedł za długi i dotrwałyście do końca 😉 Dajcie znać jak mają się Wasze włosy i co tam nowego odkryłyście czy wprowadziłyście do pielęgnacji.
Pozdrawiam Was serdecznie,