Pamiętacie jak kiedyś pokazywałam Wam moją ‘kolekcję’ wszystkich kosmetyków? 🙂 Od tamtej pory wielokrotnie próbowałam ją zminimalizować, ale niestety zwykle z dosyć słabym skutkiem. Na swoją obronę mam tylko tyle, że wiele kosmetyków trafia do mnie przypadkiem, a sama zakupy kosmetyczne staram się robić rzadko i zwykle świadomie.
Ostatnio naliczyłam u siebie aż 7 produktów do zabezpieczania końcówek, z czego sama kupiłam trzy (w tym jeden przyszedł do mnie dosłownie dzisiaj). Mam więc zapas na całe życie, ewentualnie na wypielęgnowanie końcówek włosów wszystkich mieszkańców Częstochowy. Zanim jednak wybiegnę z nimi na ulicę i jak szalona zacznę zaczepiać przechodniów to spróbuję opisać Wam jak poszczególne z nich się u mnie sprawdzają.
Mythic Oil, L’oreal
Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, C12-15 Alkyl Benzoate, Persea
Gratissima Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Limonene, Hexyl Cinnamal,
Coumarin, Linalool, Buthylphenyl Methylpropional, Benzyl Alkohol,
Hydroxycitronellal, Amyl Cinnamal, Geraniol, Alpha-Isomethyl Ionone,
Isoeugenol, Benzyl Benzoatem Cinnamyl Alkohol, Citronellol, Parfum
Gratissima Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Limonene, Hexyl Cinnamal,
Coumarin, Linalool, Buthylphenyl Methylpropional, Benzyl Alkohol,
Hydroxycitronellal, Amyl Cinnamal, Geraniol, Alpha-Isomethyl Ionone,
Isoeugenol, Benzyl Benzoatem Cinnamyl Alkohol, Citronellol, Parfum
Do niedawna numer jeden i zdecydowany ulubieniec już od kilku lat. Pisałam o Mythic Oil na blogu wielokrotnie i wiem, że wiele z Was również go stosuje. Pięknie pachnie, ma lekką, płynną konsystencję, więc nie obciąża włosów ani nie nasila strączkowania. Włosy po nim ładnie błyszczą, są gładsze i mniej spuszone. Mam jednak wrażenie, że teraz dla moich włosów po rozjaśnianiu jest trochę za słaby.
Oil Miracle Rose, Schwarzkopf
Zachwycił mnie swoim przepięknym, różanym zapachem, którym zdecydowanie wyróżnia się na tle wszystkich tych produktów. Niestety na tym kończą się jego zalety. Oil Miracle jest jeszcze lżejszy od serum z L’oreala i ma praktycznie konsystencję wody. Nałożony w niewielkiej ilości nie robi na moich włosach żadnego wrażenia, a jak dam go trochę więcej to stają się obciążone i postrączkowane. Szkoda, bo mógłby służyć jako naprawdę przyjemne włosowe perfumy, a tak będę musiała mu poszukać nowego domu.
Frizz- Ease Serum termoochronne, John Frieda
Pierwszy z opisywanych produktów, który w składzie oprócz emolientów (silikonów czy olejów) ma też proteiny. Tu akurat znajdziemy hydrolizowany jedwab i dodatkowo witaminę E. Serum jest gęstsze od tych poprzednich i niestety też o wiele cięższe. Moje włosy mocno obciąża, tłuści i strączkuje niezależnie od użytej ilości. Zapach ma bardzo delikatny i przyjemny. Ja jednak mówię mu stanowczo NIE.
Smart Touch, Montibello
Kupiłam go pod wpływem pozytywnej opinii właściciela salonu fryzjerskiego, w którym byłam w kwietniu na zabiegu pielęgnicą. Opowiadał on innej klientce o tym jak zachwycona tym produktem jest jego żona i możecie mi wierzyć, powinien dostać co najmniej Oskara za swój żywiołowy i sugestywny opis. Nie wiem, gdzie uczył się technik sprzedaży, ale mam wrażenie, że to taki typ, który sprzedałby nawet lód Eskimosom. Mnie w każdym razie przekonał, choć jak popatrzycie na skład u góry to nie ma się czym zachwycać. Serum Smart Touch (choć to bardziej odżywka b/s, ale ja stosuję je w tym celu dlatego znalazło się w dzisiejszym poście) ma lekką konsystencję i pachnie tanią wodą kolońską. Cudów u mnie nie robi, na pewno wygładza włosy i sprawia, że trochę mniej się puszą, ale jak możecie zobaczyć w KWC ma swoje wierne fanki 🙂 http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=76747
Casual Radiating Tropical Elixir, Toni&Guy
Zdecydowanie jeden z gęstszych i cięższych produktów wśród tych dziś przeze mnie opisywanych. Niestety z tego też powodu Elixir zupełnie się u mnie nie sprawdził. Strączkuje, tłuści i obciąża na maxa. Szkoda, bo skład (sporo olejów: słonecznikowy, migdałowy, kokosowy, marula i palmowy + mineralny, który moje włosy zwykle lubią) wyglądał ciekawie i miałam nadzieję, że zastąpi mi patent z nakładaniem najpierw kropli oleju a potem silikonów na końce. Mam zamiar jednak zużyć go w inny sposób, o którym za chwilę napiszę.
Rain Dance Serum Oil, Artego
Używam dosyć krótko, ale była to miłość od pierwszej kropli i to on zdetronizował Mythic Oil. Jest bardzo gęsty, treściwy, ale o dziwo włosów zupełnie nie obciąża. Idealnie je za to wygładza, nabłyszcza i ujarzmia puch (mimo to nawet on nie dał sobie rady przy ostatniej ekstremalnej pogodzie). Sprawia, że moje włosy wyglądają na nigdy nie rozjaśniane, a to już niemały sukces. Ma do tego piękny zapach i przyjemny skład (olej arganowy i tsubaki, a także parafinę, która świetnie zabezpiecza włosy), ale niestety jeden, dosyć spory minus – oczywiście cenę 🙁
Restorative Styling Oil, Joico K-PAK Color Therapy
Dotarł do mnie dopiero dzisiaj, więc na razie niewiele jestem w stanie o nim powiedzieć. Ma ciekawy skład (sporo protein i aminokwasów, ale też humektantów: kwas hialuronowy, gliceryna, aloes), nietypowy jak na takie zwykłe serum, więc liczę też na jakieś niesamowite działanie. Tym bardziej, że namówiła mnie na niego Dzika Wózkowa po warsztatach w Gdyni, twierdząc, że muszę go mieć, bo nic tak dobrze nie działa na jej również rozjaśniane włosy 🙂
Na koniec wspomniany jeszcze patent, który z jednej strony odkrywczy pewnie wcale nie jest, ale z drugiej jakoś nigdy do tej pory na niego nie wpadłam. Wraz z produktami Artego przyszła do mnie książeczka szumnie nazwana podręcznikiem, a w niej tabela ze sposobami użycia produktów w zależności od typu włosów. Zwykle do takich broszurek nawet nie zaglądam, ale ta wpadła w ręce Zuzi, która uwielbia ‘czytać’ dosłownie wszystko. Przeglądając ją razem z nią wpadło mi w oko zalecenie by przy włosach puszących się nakładać serum przed myciem. W pierwszej chwili pomysł wyśmiałam, ale potem postanowiłam wypróbować. I wiecie co? Włosy rzeczywiście wyglądały lepiej. Przy tych cienkich wg producenta nakładamy serum tylko przed myciem, a przy tych średnich i grubych można jeszcze dodatkowo dołożyć kroplę i po myciu. Przy rozjaśnianych można zrobić jeszcze inaczej, a mianowicie wymieszać serum z maską i taki miks nałożyć na włosy po szamponie. Tę metodę też sprawdzałam, ale efekt był gorszy. Piszę Wam o tym, bo wielokrotnie byłam pytana o to, co zrobić z Biosilkiem czy innym serum, które ma alkohol. Być może nakładane właśnie tuż przed myciem sprawi, że włosy będą bardziej wygładzone, a alkohol nie zdąży ich przesuszyć. Metoda też świetnie sprawdzi się przy zużywaniu zbyt ciężkich kosmetyków tego typu, które się u nas nie sprawdziły, jak w moim przypadku Toni&Guy. Mam nadzieję, że Wam się przyda 🙂
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen