Być może pamiętacie jeszcze moje zachwyty peelingującą maską z Planeta Organica? Pisałam o niej kilka lat, więc jeśli nie czytałyście to zerknijcie TUTAJ. Niestety jak wiele moich ulubionych produktów wycofano ją ze sprzedaży, a ja długo szukałam zamiennika. Nic nie działało tak dobrze jak ona więc w końcu postanowiłam zrobić coś podobnego samodzielnie w domu. Zmieszałam kilka składników i jak się okazało udało mi się uzyskać równie wspaniały efekt! :)))
Maska przede wszystkim idealnie oczyściła mi skórę głowy bez użycia szamponu, nawilżyła ją i sprawiła, że włosy były nie tylko uniesione u nasady, ale też bardzo błyszczące i sypkie na długości
![]() |
naturalne, słabe światło, bez flesza |
Do jej zrobienia potrzebujemy:
– 1 łyżkę maski o dobrym dla skóry składzie (ja użyłam anwenówki do niskoporowatych włosów ‘Kokos i Glinka’)
– 1 czubatą łyżeczkę peelingu aroniowego (zamiast niego można dać fusy z kawy)
– 1 łyżeczkę glinki (ja dałam zieloną)
– 1 kroplę olejku eterycznego z mięty pieprzowej (ewentualnie można go pominąć)
Całość mieszamy i uzyskujemy dosyć gęstą pastę z peelingującymi drobinkami. Zaczynamy od zmoczenia włosów, a następnie masujemy dokładnie cały skalp. Ta ilość, choć na oko niewielka wystarczyła mi również na pokrycie włosów na długości, przy dłuższych lub gęstszych włosach będziecie pewnie potrzebowały większą porcję. Maska odrobinę się spieniła, zostawiłam ją na kilkanaście minut po czym spłukałam. Nie oczyszczałam już włosów niczym więcej i zostawiłam do naturalnego wyschnięcia. Następnego dnia rano, gdy całkiem wyschły były nie tylko świeże, sypkie i błyszczące, ale tak jak już wspominałam lekko odbite od nasady.
Olejek miętowy, który użyłam ma za zadanie pobudzić krążenie krwi i sprawić, że włosy będą szybciej rosły (oczywiście pod warunkiem regularnego stosowania), glinka pomaga oczyścić skórę głowy, absorbuje sebum i reguluje pracę gruczołów łojowych, a peelingujące drobinki pomagają pozbyć się obumarłego naskórka (w tym również łupieżu suchego). Co do maski to wybierzcie po prostu coś bez silikonów w składzie i innych obciążąjących substancji, a także takich które mogłyby Was podrażnić czy uczulić. Ja postawiłam na anwenówkę nie tylko z oczywistych względów, ale również dlatego, że miałam pewność, że nie obciąży mi włosów, a dodatkowo w składzie już ma glinkę i nawilżający kwas hialuronowy. Moja skóra głowy już doszła do siebie, ale gdzieniegdzie miałam jeszcze resztki łupieżu suchego po imbirowym przesuszeniu. Teraz, po peelingu w końcu jest czysta i gotowa na testowanie nowej wcierki 🙂
Dajcie znać jeśli wypróbujecie 🙂
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen