![]() |
przyrost 2010-2011 |
Wiele początkujących włosomaniaczek największy nacisk kładzie właśnie na przyspieszenie porostu włosów. Sama bardzo długo o to walczyłam i do tej pory mimo, że na długości włosów już mi tak nie zależy jest to dla mnie pewien wyznacznik skuteczności niektórych preparatów.
Po co tak naprawdę chcemy przyspieszyć porost? Oprócz oczywistej sprawy czyli zyskania dłuższych włosów w jak najkrótszym czasie, jest jeszcze jeden aspekt. Nasze włosy żyją określoną ilość czasu a potem wypadają. Przy wolnym poroście (średnio w ciągu miesiąca przybywa nam 1cm) może się okazać, że nigdy nie uzyskamy wymarzonej długości! Przyjmijmy taki bardziej czarny scenariusz: Powiedzmy, że nasze włosy żyją jedynie 5 lat (średnio jest to 5-8 lat) i rosną 1cm na miesiąc. Nasza maksymalna długość wynosi wtedy „jedynie” 60cm. A co jeśli chcemy więcej? 🙂 Musimy wtedy znaleźć odpowiedni dla nas „przyspieszacz”.
W tym poście chciałabym zebrać wszystkie sposoby, które do tej pory przetestowałam (w każdej kategorii są uporządkowane od najlepszego do najgorszego):
Suplementy:
- Drożdże – najskuteczniejsze u mnie do tej pory ze wszystkich „wewnętrznych” metod. Niestety jestem leniem i ciągle zapominałam, żeby je kupić 🙁 Udało mi się to tylko przez pierwsze 2 miesiące podczas wspólnej akcji – chyba potrzebuję dodatkowej motywacji 😀 TU zobaczycie efekty u mnie i innych dziewczyn.
- Skrzypokrzywa – uwielbiam jej smak i działanie nie tylko na włosy. Odkąd piję pokrzywę nie mam już problemu z przeziębieniem pęcherza, cera mi się poprawiła, a włosy rosną szybciej mocne i zdrowe :)))
- Merz Spezial – oczywiście poprzednia ich wersja, niestety już niedostępna w Polsce 🙁 tabletki były rzeczywiście skuteczne: włosy rosły szybciej, nie wypadały, paznokcie również się poprawiły.
- Calcium Pantothenicum – za krótko je używałam regularnie by dokładnie ocenić ich wpływ na porost, ale wiem, że u wielu innych osób sprawdził się świetnie. Ja do niego wrócę po Mega Krzemie. TU możecie przeczytać o nim co nieco.
- Skrzypovita, belissa – nie zauważyłam po nich jakiś szczególnych efektów, ale przynajmniej nie były uciążliwe w przyjmowaniu 🙂
- Vitapil – niestety u mnie zupełnie się nie sprawdził. Dokładną recenzję znajdziecie TUTAJ.
- Humavit – suplement, którego zupełnie nie mogłam przyjmować. Jego zapach skutecznie mnie zniechęcał… przemęczyłam się z nim jakieś dwa miesiące, niestety bez jakichkolwiek pozytywnych efektów…
Wcierki:
- Jantar – mój ulubiony, chociaż wiecznie niedostępny 😉 Całe szczęście, że po akcji na Facebooku firma Farmona zdecydowała się jeszcze z niego nie rezygnować. Jako jeden z niewielu nie zawiera alkoholu ani niczego co podrażniałoby moją skórę. Porost włosów faktycznie przyspiesza, wyrastają po nim nowe włoski, a przy okazji świetnie sprawdza się latem jako mgiełka anty UV.
- Daktarin – z jednej strony na moje włosy podziałał rzeczywiście bardzo dobrze. Opis mojego eksperymentu z tym środkiem znajdziecie TU. Ale z drugiej jednak aplikacja nie była wcale taka łatwa i trzeba było bardzo uważać by włosów nim nie obciążyć. No i samo jego pierwotne przeznaczenie wiele osób może zniechęcić 😉 w końcu to środek przeciwgrzybiczny…
- Radical ampułki (stara wersja) – byłam nimi zachwycona. Był to pierwszy tego typu środek, który wypróbowałam na samym początku mojego „włosomaniactwa”. Włosy przestały wypadać, wyraźnie szybciej rosły i stały się o wiele mocniejsze. Niestety producent zmienił skład (i opakowanie) dokładając substancję, która mnie podrażnia (DMDM hydantoin).
- Joanna Rzepa, kuracja wzmacniająca – bardzo dobry i skuteczny środek, niestety zawiera alkohol (i to najwyraźniej sporo), który na dłuższą metę wysuszył i podrażnił mi skórę 🙁 Jeśli nie jesteście „wrażliwcami” to na pewno warto ją wypróbować – włosy po niej rosły mi szybciej, przestały wypadać i wyrosło mnóstwo „baby-hair”, a kosztuje grosze 🙂
- Saponics – na ostatnim miejscu nie dlatego, że nie działa, ale dlatego, że podrażnił mnie tak strasznie, że nie byłam w stanie go używać 🙁 Skład ma bardzo podobny do starych ampułek Radical. Bardzo dużo roślinnych ekstraktów, a cena trzykrotnie niższa. Niestety nie mogę obiektywnie ocenić jego działania, bo po tygodniu używania musiałam go odstawić.
- Woda brzozowa – zupełnie się u mnie nie sprawdziła. Moja skóra głowy nie lubi się z alkoholem, a już na pewno nie w takiej ilości. Co do działania to ciężko mi powiedzieć, ale jest wiele jej zwolenniczek, więc na pewno u nich musi działać :))
Oleje:
- Khadi – to jak jestem nim zachwycona mogłyście już przeczytać TUTAJ. Chyba nic więcej nie muszę dodawać 😉
- Z korzenia łopianu – robiłam z TEGO przepisu. Niestety przez jego męczący zapach (wtedy jeszcze nie znałam cysteiny 😉 ) nie używałam go wystarczająco regularnie by zauważyć spektakularne efekty. Może jeszcze kiedyś do niego wrócę, ale na pewno nie dopóki mam Khadi.
- Rycynowy – ma okropną konsystencję i jest bardzo ciężki w nakładaniu. Łatwiej jest to zrobić, jeśli go wcześniej podgrzejemy. Ja niestety nie zauważyłam po nim wielkiej różnicy w poroście, ale na własne oczy widziałam jego działanie u babci mojej koleżanki (która po chorobie praktycznie wyłysiała, a dzięki rycynie bardzo szybko odzyskała bujne włosy), więc wierzę, że u niektórych rzeczywiście może działać cuda 🙂
Szampony:
- Pharmaceris – ogólnie jakoś nie bardzo wierzę w przyspieszającą porost moc szamponów, ale jeśli miałabym wskazać najlepszy tego typu produkt to jest nim zdecydowanie właśnie Pharmaceris. Więcej informacji przeczytacie TU.
- Organicum – TUTAJ znajdziecie moją recenzję. Czy to rzeczywiście on przyspieszył mi porost nie mam 100% pewności, ale wydaje mi się, że ma na to duże szanse.
- Szampony z kofeiną – ja używałam w sumie dwóch: z Isany i z Alterry. Niestety nie zauważyłam po nich jakiegoś wielkiego przyspieszenia. Być może gdybym dłużej trzymała je na głowie to lepiej by zadziałały… albo miały za mało kofeiny w składzie?
- New, Lush – producent obiecuje nam przyspieszenie porostu przy regularnym stosowaniu. Szampon niestety ma SLS i jest dość mocny, więc niestety nie wyobrażam sobie używać go codziennie. Przy sporadycznym nakładaniu niestety nie zadziałał. Moja opinia znajduje się TUTAJ.
- Dermena – Moją recenzję znajdziecie TU. Niestety u mnie szampon szału nie robił: ani nie pomógł z wypadaniem, ani nie przyspieszył porostu…
Oczywiście u każdego te produkty będą działały inaczej, więc niestety nigdy nie będziecie miały gwarancji, że coś co sprawdza się u innych sprawdzi się tak samo i u Was 🙁
Jakbym miała wybrać tylko jeden produkt tego typu to zdecydowanie byłby to olej Khadi. Jego działanie, aplikacja i to jak wzmacniał włosy najbardziej przypadły mi do gustu. Z drugiej strony dobrze wiem, że bez wspomagania od wewnątrz ciężko jest osiągnąć zadowalające efekty. Najlepiej właśnie przyjąć taktykę: W+Z+M czyli wybrać coś co działa od wewnątrz, coś od zewnątrz i masaż 🙂 I oczywiście systematyczność. Bez tego niestety nie mamy na co liczyć…
Jeżeli chcecie równocześnie używać oleju i innej wcierki to najlepiej olej stosować przed myciem, a wcierkę dopiero po. Ja aplikuję ją na jeszcze wilgotne włosy, osuszone jedynie ręcznikiem.
Jak długo możemy stosować metody przyspieszania porostu? (i inne uwagi)
- W przypadku wcierek optymalnie jest robić przerwę co trzy tygodnie.
- Dobrze jest też co jakiś czas zmienić preparat, bo skóra głowy przyzwyczaja się do składników i po jakimś czasie nie działa on już tak dobrze jak na początku (przynajmniej u mnie tak było).
- Suplementy przyjmujemy przez 3 miesiące i robimy minimum miesiąc przerwy.
- Musicie pamiętać by nie powtarzać składników. Jeśli bierzecie preparat zawierający skrzyp czy drożdże to nie przyjmujcie ich już w innej postaci.
- Uwaga też na witaminy – ich nadmiar może być nie raz bardziej szkodliwy niż niedobór…
- Przy piciu “skrzypokrzywy” bardzo ważne jest uzupełnianie witamin z gruby B i magnezu, bo napar skutecznie je nam z organizmu wypłukuje.
I jeszcze kilka słów o moich włosach w kontekście porostu:
- Moje włosy same z siebie rosną dosyć wolno – niecały cm na miesiąc
- I niestety wszelkie przyspieszacze nie dają u mnie tak spektakularnych efektów jakie można zaobserwować u innych dziewczyn – max co udało mi się osiągnąć to prawie 2,5cm w miesiąc!
- Samo picie „skrzypokrzywy” przyspiesza u mnie porost do ok. 1,3cm
- Przy wcierkach wynik ten rośnie do 1,6cm – 1,8cm
- Drożdże i datarin (oddzielnie) dawały najlepsze efekty – ponad 2cm!
Obecnie jestem też w trakcie testów wcierek by Eiri, ale o nich będę mogła napisać dopiero za jakiś czas 🙂
Pozdrawiam Was serdecznie
PS A co Wy stosujecie? I jaka jest Wasza wymarzona długość? 🙂