Zaczęło się jak w bajce – zauroczyło mnie przyjemne dla oka, różowe kobiece opakowanie, które świetnie wygląda zarówno na zdjęciu jak i toaletce. Krem zapakowany w tubkę to przecież mój poszukiwany od dawna ideał, bo nie ma nic bardziej niekomfortowego jak grzebanie palcem w słoiku, a każdorazowe używanie szpatułki (serio ktoś tak robi??) jest w moim przypadku równie prawdopodobne co zaprzestanie korzystania z internetu.Nasza pierwsza randka też była bardzo udana. Otulona przyjemnym różanym aromatem (palec w górę kto też uwielbia ten zapach), z błyskiem w oku obserwowałam jak krem szybko się wchłania. Nawilżenie choć nie spektakularne było wystarczająco satysfakcjonujące bym poczuła zadowolenie z każdej zainwestowanej złotówki. Choć w tym miejscu muszę przyznać, że krem do drogich nie należy – 30zł za 75ml to na pewno nie wygórowana cena.
Wszystko układało się między nami pięknie i w pewnym momencie uwierzyłam nawet, że to może być ten jedyny. Niestety jak to zwykle w życiu bywa kiedy pojawił się pierwszy kryzys nasza miłość nie przetrwała.
Przyszedł dzień, gdy potrzebowałam go bardziej niż zwykle. Moja skóra wołała o nawilżenie, a on nie stanął na wysokości zadania i nie sprostał moim oczekiwaniom. Cóż miałam robić? Wróciłam do kogoś kto jeszcze nigdy mnie w tej kwestii nie zawiódł. Ale to już zupełnie oddzielna historia…
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen