Teraz jednak, gdy są już “długie” wymagają trochę więcej uwagi. Oczywiście nie mam na myśli stosowania odżywek, masek czy niedajboże wcierek, ale odrobina zabezpieczenia naturalnym olejem okazała się dla nich zbawienna.
Włosy dzieci, a już w szczególności te blond są z natury dużo cieńsze i delikatniejsze od naszych. Łatwo więc się wycierają i kruszą na końcach. Oleje, które tworzą na nich film idealnie zabezpieczają je przed takimi mechanicznymi urazami i sprawiają, że stają się one mocniejsze.
Nie ma jednej granicy wieku, którą mogłabym Wam podać. Włosy u dzieci rosną w różnym tempie i tak samo normalne jest, gdy dwulatka ma włosy do połowy pleców jak i wtedy, gdy jest ‘prawie łysa’. Włosy zaczynają potrzebować olejowania, gdy sięgają minimum ramion. Oczywiście można robić to i wcześniej, ale nie są one jeszcze tak narażone na ocieranie, poza nocą.
To kluczowa kwestia 🙂 Pisząc o olejowaniu nie mam na myśli nakładania oleju w takiej ilości jak nakładamy sobie i zmywania go potem specjalnie szamponem. U dzieci o wiele lepiej sprawdza się 1 kropla, dokładnie roztarta w dłoniach, a następnie delikatnie wmasowana we włosy na długości. Taka ilość nie sprawi, że włosy będą tłuste, ale wystarczająco je zabezpieczy. Ja to robię po myciu, ale dopiero na suchych włosach. Efekt dla kogoś niewtajemniczonego jest praktycznie niewidoczny, ale ja widzę, że włosy dzięki temu stają się lepiej dociążone (te Zuzi mają tendencję do latania wokół głowy niczym piórka 😉 ) przez co wyglądają na grubsze niż są w rzeczywistości. Zauważyłam też, że odkąd je olejuję mniej się kruszą, przez co szybciej przybywają na długości. Wcześniej wciąż miały tę samą długość i jedynie po grzywce było widać, że naprawdę rosną.
Przede wszystkim naturalny, o ile mamy pewność, że dziecko nie jest uczulone! Pamiętajcie, że naturalne oleje mogą uczulać i jeśli nie macie pewności to najpierw wykonajcie próbę na małym fragmencie skóry. Równie skuteczna do zabezpieczania włosów będzie też oliwka na parafinie (a na pewno nie uczuli), o ile takiej używaliście do skóry dziecka wcześniej. Z tych naturalnych dobrze wybrać olej lekki, żeby nie tłuścił włosów. Ja używam tego samego co na swoich czyli oleju z pestek śliwki.
Poza zabezpieczeniem, o którym już wspominałam i tym, że włosy po takim olejowaniu wyglądają po prostu trochę lepiej to zauważyłam coś jeszcze. Do tej pory włosy Zuzi miały tendencję to mocnego plątania się. Nie raz zdarzało mi się wyczesywać z nich po nocy takie kołtuny, że miałam ochotę chwycić za nożyczki i po prostu je wyciąć. Teraz, gdy są regularnie olejowane przestały się tak plątać i zdecydowanie łatwiej się rozczesują, a muszę przyznać, że Zuzia za rozczesywaniem nie przepada, odkąd szczotka z kozy przestała nam wystarczać i musimy używać tej z dzika lub Tangle Teezera.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen