Jakiś czas temu na ebay pojawiły się chińskie podróbki szczotek Tangle Teezer. W sumie było to do przewidzenia, że prędzej czy później ktoś skopiuje genialny pomysł Shauna Pulfrey’a i choć na początku podchodziłam do tego z dużym sceptycyzmem to ostatecznie stwierdziłam, że warto przynajmniej spróbować i porównać ich działanie 🙂
Szczotki na pierwszy rzut oka wyglądają identycznie. Mają taki sam kształt, wielkość i wagę. Tak samo dobrze leżą w ręku i mają tak samo ułożone kolce. Te w oryginalnej TT są łagodniej wykończone (nie wyobrażam sobie masażu skalpu podróbką) i są o jakieś 2 mm dłuższe niż w podróbce. Największa różnica między szczotkami to plastik, z którego są wykonane. W oryginalnej kolce są elastyczne, miękkie, łatwo się wyginają, ale wracają do swojego kształtu. W podróbce są niestety bardzo sztywne i jeśli je wygniemy to tak już zostają 🙁
Przekłada się to oczywiście na komfort czesania. Gdy TT gładko sunie po włosach, nie wyrywając ich, ani nie uszkadzając, podróbka nieco szarpie i ciągnie. Dla porównania jak zwykle podzieliłam mocno splatane włosy na dwie połowy i każdą z nich czesałam inna szczotką. Różnica jest wyraźna, na korzyść oryginału oczywiście, ale muszę przyznać, że i podróbka wypadła całkiem nieźle. W porównaniu ze zwykłą szczotką wciąż jest dla mnie lepsza, ale nie zachwyca już tak jak oryginalna TT.
Po czym poznamy oryginał? Poza napisami na froncie (jak na zdjęciu powyżej), mamy jeszcze znaczek w środku szczotki (przyznajcie się kto tak jak ja nie wiedział, że one się w ogóle otwierają? 😛 Pewnie nie wiedziałabym do dzisiaj gdyby nie Ania).
Podsumowując ja wciąż polecam Wam Tangle Teezer. Mimo, że kosztuje dużo więcej to jednak działa zdecydowanie lepiej, o wiele delikatniej rozczesując włosy i jeśli ktoś ma prawdziwe problemy z plątaniem jak ja to doceni TT w 100%. Jeśli jednak Wasze włosy są pod tym względem normalne, a Wy jesteście ciekawe jak działa ten najbardziej rozreklamowany w internecie kawałek plastiku to zamówcie sobie podróbkę 😉 Zapłacicie aż 5zł z przesyłką, a przynajmniej przekonacie się czy taki kształt Wam odpowiada. Ja osobiście nie umiem się już uczesać szczotką z trzonkiem, bo nie czuję jej tak dobrze w dłoni i nie panuję nad siłą i intensywnością czesania. Poza tym zarówno TT jak i jej chińska kopia są łatwiejsze w utrzymaniu (łatwo się je myje i schną dużo szybciej niż zwykłe szczotki) i idealnie sprawdzają się przy rozprowadzaniu różnych produktów (masek czy odżywek) przy myciu na mokrych włosach.
Na koniec mam jeszcze niespodziankę dla Was 🙂 Robiąc zamówienie kliknęłam od razu dodatkowe 4 szczotki – jedną dla mojej siostry i trzy dla moich czytelniczek. Nie byłam pewna jak sprawdzi się ta wersja TT, ale gdyby okazała się dobra to żałowałabym gdybym ich dla Was nie wzięła. Jeśli więc nie macie zbyt wielkich problemów z plączącymi się włosami i mimo wszystko macie ochotę ją wypróbować to napiszcie o tym w komentarzu (i podajcie maila do kontaktu). W piątek rano wylosuję trzy osoby, którym wyślę szczotki 🙂
Pozdrawiam Was serdecznie,