Taki wpis miałam ochotę zrobić już dawno, dawno temu, ale myśl, że miałabym pokazywać Wam ubrania na sobie i udawać, że umiem pozować sprawiała, że wciąż go odkładałam na bliżej nieokreślone jutro. Ostatnio przekonałam się jednak, że można napisać ciekawy wpis o ubraniach bez konieczności udawania modelki (zerknijcie do Ani KLIK).
Dlaczego SH?
O moim podejściu do mody, a dokładniej o tym jak zmieniało się ono na przestrzeni lat pisałam kiedyś na blogu (TUTAJ). Od tamtej pory jeszcze kilka razy zmieniałam swoje myślenie i o ile w kwestii własnego stylu mam już nieźle poukładane w głowie KLIK (między innymi dzięki Marii i jej genialnej książce) tak przydarzyło się coś co wywróciło moje myślenie do góry nogami. Co takiego? Obejrzałam dokument “The True Cost”. Wiem, że dla kogoś może to wręcz wydać się śmieszne, bo przecież nie ma tam teoretycznie niczego o czym bym już wcześniej nie czytała (chociażby u Joanny Glogazy). Ale dopiero zobaczenie tego wszystkie wstrząsnęło mną tak, że przez długie tygodnie nie miałam ochoty kupować żadnych, nowych ubrań. Od razu może uprzedzę – nie mam zamiaru stawiać sobie twardych granic (w stylu, że przez rok nie kupię żadnego ubrania w sklepie), ale chcę w miarę możliwości ograniczyć do minimum swoje zakupy. W jaki sposób? Przede wszystkim właśnie kupując w second handach, czy szyjąc ubrania u krawcowej. Ewentualnie kupując ubrania firm, które stosują się do zasad fair trade, a dopiero na końcu, gdy nie mam wyjścia kupując w ‘zwykłych sklepach’.
Gdzie kupuję?
To pytanie pojawia się zawsze, gdy na Insta pokazuję swoje łupy 🙂 Jak pewnie każdy kto kupuje w tego typu sklepach mam swoje ulubione miejscówki, z których rzadko wychodzę z pustymi rękami, ale też zdarza mi się zaglądać do zupełnie przypadkowych ciuchlandów. Najbardziej lubię te duuuuże, gdzie co prawda trzeba poświęcić o wiele więcej czasu na przejrzenie wszystkiego co wisi na wieszakach, leży w koszach albo i na podłodze :/ ale to tam najczęściej można znaleźć najlepsze perełki.
Druga zasada to małe miasta – niestety w tych większych wybór ubrań jest zwykle dużo gorszy, a ceny wyższe. Mój absolutnie ulubiony sh znajduje się w Zamościu, koło Kauflandu (mieszkanki mojego rodzinnego miasta na pewno będą wiedziały, który to). Teraz mieszkając w Tarnowie, który okazał się istnym zagłębiem second handów ulubionych miejsc mam kilka. Numer jeden znajduje się na przeciwko dawnej Almy (przy ul. Dąbrowskiego), to jeden z tych molochów, w których niestety trzeba ‘grzebać’ w oceanie ubrań jak to nazywa moja Zu, jego filię otworzyli niedawno bliżej mnie – na Słonecznej, na przeciwko Zenitu, ale mam wrażenie, że towar jest tu nieznacznie gorszy. Drugim ulubieńcem jest dla odmiany mały SH na moim osiedlu, obok biedronki na Słonecznej. Tutaj ubrania są już droższe i bardziej wyselekcjonowane, ale kupiłam już tam kilka rzeczy, z których jestem mega zadowolona, więc zaglądam regularnie.
Jak kupuję?
Sam sposób kupowania w SH znacznie różni się od tego w zwykłych sklepach. Trzeba przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość i zarezerwować sobie znacznie więcej czasu. Szybki rzut oka na wieszak może nie wystarczyć, bo często trzeba się przedrzeć przez milion ciuchów zanim dotrzemy do tego jednego wartego uwagi. Oczywiście nie będziemy szczegółowo przeglądać się każdej jednej sztuce odzieży, bo dnia by nam nie starczyło. Warto więc wprowadzić wstępną selekcję.
Ja przede wszystkim patrzę na kolor i oglądam tylko te rzeczy, które mieszczą się w mojej palecie barw. Potem patrzę na krój i jeśli jest “mój” to wrzucam do koszyka. Na konkretne oględziny przyjdzie czas na końcu jak już przejrzę wszystkie wieszaki (kosze, pudła itp.). Wtedy dopiero sprawdzam dokładnie rozmiar, skład materiału i szczegółowy stan ubrania. Zdarza mi się kupować za duże rzeczy, jeśli wiem, że przeróbka ich będzie łatwa i tania (np. spódnice). Wybieram też te z dobrych materiałów. Już chyba wszyscy wiedzą, że w SH można za grosze upolować kaszmirowe swetry (mnie niestety gryzą :((( ), jedwabne sukienki i bluzki czy łatwiej dostępne bawełny i wiskozy. Na koniec zawsze bardzo dokładnie oglądam ubranie czy nie ma plam, które mogłyby się nie dać usunąć albo dziur, których nie widać na pierwszy rzut oka, bo już zdarzyło mi się w ferworze zakupów takie wziąć, a potem nosić je wyłącznie po domu.
Wyjątkiem była jeansowa kurtka, którą kupiłam ostatnio. Zakochałam się w niej i mimo dziur postanowiłam kupić. Na szczęście moja krawcowa wymyśliła jak można ją naprawić. W miejscu gdzie szwy się rozeszły naszyła mi taśmy bawełnianej koronki, w kolorze zbliżonym do kurtki (na zdjęciu jej kolor wyszedł dziwnie, ona jest szaro-niebieska). Wyszło to moim zdaniem świetnie! Ja zyskałam nową, ulubioną kurtkę, a ona drugie życie 🙂
Co kupuję?
Do SH nigdy nie chodzę z bardzo dokładnie sprecyzowanym planem zakupów, ale też staram się nie kupować wszystkiego tylko dlatego, że jest ładne i tanie (przyznaje muszę ze sobą walczyć!). Myślę o tym czy na pewno będę miała gdzie i kiedy w tym chodzić i czy naprawdę tego potrzebuję. Staram się iść z ogólnym planem, np. szukam sukienki na wakacje albo jednokolorowego tshirta i listą rzeczy (najczęściej w głowie, choć przydałoby się mieć to jednak spisane choćby w telefonie), które są w moim stylu i będą pasowały do mnie i mojego stylu, a także świetnie uzupełnią moją szafę.
Kupuję praktycznie wszystko poza bielizną. Choć udało mi się z raz czy dwa kupić biustonosz z papierowymi metkami, czy ostatnio taki strój kąpielowy. Raczej nie kupuję też butów. Musiałyby mnie naprawdę zachwycić i być praktycznie nowe bym się skusiła. Najłatwiej jest mi znaleźć ładne spódnice i sukienki, ale czasem trafią się też i inne części garderoby.
Kupuję nie tylko dla siebie, ale też (a może i przede wszystkim) dla mojej Zu. Wybór ubranek dziecięcych w SH jest dużo lepszy niż w sklepach, a biorąc pod uwagę to jak szybko się zużywają lub dziecko z nich wyrasta szkoda mi płacić za nie pełne kwoty. Poza tym w SH doskonale widać jak dany materiał będzie wyglądał po kilku/kilkunastu praniach. To duża przewaga nad zwykłymi sklepami, bo już nie raz się nacięłam, zwłaszcza właśnie w przypadku dziecięcych ubrań, na takie, które po 1 praniu wyglądały jak szmaty.
Kupuję też dla mojej mamy (łatwiej o większe rozmiary w SH), a bardzo sporadycznie dla męża 🙂 Nie dlatego, że miałby on coś przeciwko ubraniom z drugiej ręki, ale ma on tak wyśrubowany gust, że trudno znaleźć coś co mogłoby mu się spodobać.
Moje łupy:
Pokaże Wam kilka rzeczy, które były moim zdaniem najbardziej udanymi zakupami. Poza wspomnianą już wyżej kurtką jeansową udało mi się też znaleźć:
- Idealny granatowy trencz – szukałam takiego w wielu sklepach i byłam gotowa zapłacić za niego naprawdę spore pieniądze. Niestety nic nie leżało na mnie dobrze. Ten z SH kosztował niecałe 20zł i jest dokładnie taki jak sobie wymarzyłam
- Pudełkowy żakiet – ma ciekawą fakturę i kolory, które wbrew pozorom dobrze wyglądają na mnie, a wypatrzył go mój mąż 😀 podczas niedzielnego spaceru po tarnowskiej starówce. W poniedziałek z ciekawości poszłam go przymierzyć i okazał się na tyle fajny, że wróciłam z nim do domu.
- Zimowa kurtka z prawdziwego puchu – przechodziłam w niej całą poprzednią zimę i nie wyobrażam już sobie kupowania innych kurtek. Ta lekkość, a przy tym naprawdę porządne zabezpieczenie przed mrozem to połączenie genialne. Zapłaciłam za nią też ok. 20zł, więc ułamek tego co musiałabym dać w sklepie 🙂 Pokazywałam się w niej nawet na Insta – więc możecie podejrzeć jak wygląda na mnie (KLIK).
- Idealna sukienka na lato – ma piękny niebieski wzór, który kojarzy mi się z porcelaną 🙂 Uszyta jest z tkaniny bawełnianej, bardzo lekkiej i przewiewnej. Do tego ma ślicznie wykończoną górę. Ją też pokazywałam już na Ig (KLIK).
- Wakacyjna sukienka – z powodu kroju nie noszę jej raczej w Polsce. Za granicą jakoś łatwiej pokazywać mi swoje niedoskonałości (w tym przypadku wystający brzuch), więc zabieram ją zawsze na wyjazdy. Też z bawełny, a na mnie wygląda TAK.
- Dopasowana sukienka w pepitkę – kocham ten wzór i od dawna już szukałam podobnej sukienki. Jest świetna na wszystkie te oficjalne spotkania, gdy chcę wyglądać bardziej profesjonalnie, a zarazem niezbyt nudno.
- Sukienka z koronką – na zdjęciu wygląda przeciętnie, ale ten koronkowy dekolt jest tak piękny, że już nie mogę się doczekać okazji by ją założyć. Jest to Asos z linii maternity 😀 więc nadaje się idealnie na święta, bo nawet jak zjem za dużo to nie będzie widać 😛
1. Ukochana sukienka z historią – jeśli jesteście ciekawe jaką to zajrzyjcie TUTAJ. To mój sukienkowy ideał, mam wrażenie, że ten krój jest po prostu stworzony dla mnie i mojej figury, ale sądząc po głosach na spódnicowej grupie (dla tych co nie wiedzą o co chodzi – KLIK) nie tylko ja się w niej tak dobrze czuję. Na mnie wygląda TAK.
2. Sukienka w kwiaty – ten motyw opanował moją szafę w tym sezonie. Ta w dodatku ma kwiaty duże i kontrastowe, które mam wrażenie bardziej mi pasują. Uszyta z przewiewnej wiskozy, idealna nawet na upały.
3. Jeansowa sukienka – ubrania z jeansu to moja słabość. Ta ma w dodatku bardzo ładnie wykończoną górę, która naprawdę pięknie leży. Z początku myślałam, żeby ją jakoś skrócić albo przerobić, ale chyba przekonuję się powoli, że ten dół nie jest zły. Dodatkowy atut – ma kieszenie 😀
- Letnia sukienka – tym razem w fajnych, mocnych kolorach. Bodajże o 2 rozmiary za duża, ale dzięki wiązaniu z tyłu nie musiałam jej przerabiać. Nie muszę chyba dodawać, że uszyta z fajnego, cienkiego i przewiewnego materiału (bawełna).
- Kolejna, letnia sukienka – tym razem z wiskozy w tropikalny wzór. Tak wygodna, że ostatnio nosiłam ja głównie po domu, ale podoba mi się na tyle, że śmigam w niej też po ulicach.
- Sukienka o ciekawym kroju – którego na zdjęciu nie widać. Świetnie się układa, bo jest z takiego lejącego się materiału. Do tego ma dzwonowate rękawy i ciekawy dekolt. Jedyny problem jaki z nią mam to to, że nie do końca wiem, gdzie ją nosić, więc to niestety jedna z tych, które choć bardzo mi się podobają to wisi w szafie. Może Wy macie na nią jakiś pomysł? 🙂
Na dziś już wszystko. Musiałam podzielić wpis na części, bo za dużo się tego zrobiło. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca!
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen
Komentarze
Mamy ten sam ulubiony szmateks 😀 na studiach co tydzień pełne siaty po 1zł. Teraz już nie mam tyle czasu, ale czasem wpadnę na nowy towar 🙂
Hej kiedy tam jest towar za 1zl? Moim ulubionym był koło Shella przy Szujskiego ale go zamknęli 🙁
Przydatny wpis. Też lubię od czasu do czasu poszukać jakiś perełek chociaż ostatnio brak czasu na buszowanie w sh. Jeśli chodzi o czarną sukienkę to myślę że pasuje na eleganckie okazje jak i na codzien, pięknie w niej wyglądasz ?.
P.s. koniecznie muszę zajrzec do wspomnianego sh koło Biedronki na słonecznej, rzut beretem od domu a jakie cuda można znaleźć ?
Super post! Czekam na więcej takich 🙂 Mama od małego zabierała mnie “na szmaty”, wtedy to była udręka, ale teraz sobie nie wyobrażam mojej szafy bez lunpeksów. Można tam znaleźć wszystko za grosze. Ja akurat często szukam biustonoszy, bo ciężko mi znaleźć coś w moim rozmiarze w normalnym sklepie i nie za zawrotną cenę. Twoje sukienki są boskie, a co do tej czarnej to jest tak piękna, że na twoim miejscu nosiła bym ją na codzień, jeśli Tobie to nie pasuje, to może na jakieś konferencje i inne oficjalne wydarzenia? Pozdrawiam 🙂
takich wydarzeń u mnie niestety niewiele 🙂 a na co dzień jeszcze nie mam pomysłu jak ją ograć by nie wyglądała za bardzo elegancko
Jeżeli chcesz przełamać „galowość” tej kiecki, to spróbuj połączyć ją z dodatkami nieeleganckimi, wtedy wyjdzie git, wierz mi 🙂 Ta czarna sukienka do prostych sandałów (czarnych/brązowych) na płaskim obcasie albo niskiej platformie wyglądała by moim zdaniem idealnie na codzień. Albo zamiast sandałów espadryle. Do tego jakaś torebka na długim pasku, może jeszcze kapelusz i stylówka „boho-podobna” gotowa 😀 bardzo mi się ten ciuch podoba, możesz mi go oddać 😀
O rany, ale się zdziwiłam, że to o mnie chodzi! Te ubraniowe wpisy u mnie traktuję bardziej jako taki swój “stylowy pamiętnik”, bo wydaje mi się, że te moje wpisy nie są ani tak informacyjne jak Twoje z patentami, ani tak inspirujące jak u kogoś z niesamowitym stylem (Maria z USK, wiadomo), ani tak skłaniające do przemyśleń jak u Asi Glogazy. To, że Ciebie to zainteresowało i nawet skłoniło do publikacji tego wpisu jest dla mnie wielkim zaszczytem! 🙂
U mnie z ubraniami z SH jest tak, że uwielbiam samą ideę, ale po prostu nie cierpię robić tam zakupów. Teraz jestem na etapie tego, że szukam konkretnych rzeczy będących kropką na “i” w mojej szafie, więc tę listę na bieżąco “aktualizuję” i przekazuję mojej Mamie – fantastycznej łowczyni perełek w lumpeksach! Ja sama nie mogę nigdy znieść tego tłumu i tego, że trzeba spędzić tyle czasu żeby wiedzieć, że się niczego nie pominęło. Ja nawet sklepów sieciówek nie odwiedzam stacjonarnie o ile nie muszę, bo cholernie mnie to męczy ;D Wszystko co mogę ogarniam przez internet, gdzie mogę szybko przeflitrować sobie na przykład wszystkie “szare bluzy z kapturem” i przejrzeć je między jednym łykiem herbaty a drugim. W najgorszym razie idę do danego sklepu żeby przymierzyć to, co sobie już wcześniej w komfortowych warunkach wypatrzyłam 🙂
Mój plan jest taki, żeby pi razy oko zamknąć w którymś momencie etap robienia zakupów i po prostu skupić się na tym, żeby moje ukochane ubrania nosić i wymieniać, gdy będą tego wymagały. Liczę na to, że będzie to na tyle rozłożone w czasie, że będę mogła wybierać te nowe egzemplarze wśród marek, które są fair trade, szyją z bawełny organicznej i tak dalej. Oby się to udało 🙂
Aniu ja te wpisy u Ciebie czytam z wielkim zainteresowaniem, wiec zupełnie niepotrzebnie tak do nich podchodzisz :)) a co do samego kupowania to ja galerii też nie lubię, więc jak już to wolę zamówić online, ale jednak lumpeksy to zupełnie co innego. To bardziej jak polowanie niż zakupy i ta adrenalina, a potem satysfakcja z łowów są wręcz uzależniające 😀 Ja muszę się mocno powstrzymywać by nie kupować tam zbyt często
Hihi, to moja Mama ma właśnie ten sam instynkt łowcy i świetne oko! <3
Super wpis, czekam na kolejne części;)
W opisie dotyczącym jednej z wakacyjnych sukienek powinno być raczej “jej”, a nie “swojego kroju”:)
masz rację, już poprawiłam 🙂
dla mnie sh to okazja upolowania czegoś w o wiele lepszej jakości niż w normalnych sklepach. teraz patrząc na te wyprzedaże wszystkie w sklepach złapałam się za głowę. Ciuchy wyglądają jak szmaty za ok. 100 zł…
ja nie lubie lumpeksow , ewentualnie vintage shopy w ktorych ubrania są na prawde stare(lata 50 np) i wspaniale utrzymane.
podziwiam styl vintage na innych 🙂 sama niestety czuję się w tym przebrana 🙁
Ja niestety jestem uprzedzona do SH – zdarzało mi się coś kupić z koleżankami n studiach, ale nigdy tego nie włożyłam. No i druga sprawa – moje znajome, które ubierają się w SH, wyglądają jakby nosiły po prostu stare, znoszone ciuchy… ale muszę przyznać, ze Twoje łupy są naprawdę fajne, a wsukienlah wyglądasz swietnie 🙂 kto wie, może i ja kiedyś się przełamie 🙂
Klaudia myślę, że warto spróbować, ale kupować tak jak w zwykłym sklepie, czyli dopiero wtedy gdy jesteś na 100% przekonana do danego ubrania. A co do znajomych to ja miałam i takie, które nigdy nie kupowały w SH a też wyglądały niechlujnie, to nie zależy od tego gdzie się kupuje, a jak 🙂
Tez mieszkam w Tarnowie, wszystkie SH z tej sieci, której sklep jest naprzeciwko almy są super (jest tez obok macdonalda i na Krakowskiej niedaleko dworca – nie wiedziałam, że otworzyli tez na Słoneczniej), ceny są naprawdę wyjątkowo niskie. Trochę zniechęca konieczność przeprowadzenia prawdziwych ‚wykopalisk’ żeby coś tam znaleźć, ale ostatnio mam na to sposób – przychodzę max.1h przed zamknięciem w dzień dostawy (czasam nawet 20 min), i zawsze coś upoluję fajnego, a nie tracę dużo czasu 🙂
w tych pozostałych jeszcze nie byłam, bo tu mam jednak dużo bliżej 🙂 skorzystam z Twojego patentu w najbliższym czasie
Kilka ubrań wpadło mi w oko 🙂 Mi zazwyczaj brakuje cierpliwości do SH 🙁
Ta dżinsowa kurteczka przecudowna! Masz wspaniałą krawcową, jej pomysł był naprawdę świetny 🙂
Ja nie kupuję niczego w SH. Bardzo podoba mi się ta cała idea, w dodatku czasem trafiam na takie właśnie wpisy typu “moje łupy z SH” i widzę, że rzeczy tam znalezione są naprawdę super. Mieszkam jednak w całkiem sporym mieście (Warszawa ;)) i jeszcze nie trafiłam tu na SH, w którym byłyby fajne ubrania. Wspomniałaś, że to w małych miejscowościach ciucholandy są najlepsze i może rzeczywiście coś w tym jest, bo wszystkie SH, jakie odwiedziłam w Warszawie, oferują według mnie nie ubrania, ale po prostu szmaty – powyciągane i okropnie brzydkie.
A może któraś z czytelniczek zna jednak jakieś godne polecenia SH w Warszawie? Byłabym bardzo wdzięczna za pomoc 🙂
z Warszawą rzeczywiście może być ciężko 🙁 czytałam gdzieś kiedyś nawet, że mieszkanki stolicy jeżdżą na sh do miejscowości pod Warszawą, ale już niestety nie pamiętam jakich 🙁
Jestem praktycznie pewna, że na blogu Asi Glogazy był kiedyś tekst, w którym na koniec zapytała czytelniczki o podawanie swoich ulubionych lumpeksów w konkretnych miastach, ale tak na szybko nie mogę znaleźć tego tekstu. Polecam go poszukać, bo komentarzy było mnóstwo!
Moja mama była swego czasu uzależniona od ciucholandów. Na pewno jeździła na Świętokrzyską, Ogrodową oraz na Aleje Jerozolimskie, za dworcem centralnym w stronę Ochoty. Może jeszcze funkcjonuja?
A może bazar Banacha? Odsyłam na instagram Małgorzaty Halber i do Oli Żuraw na yt. Czekam na kolejny wpis, ten przeczytałam z wielka przyjemnością, a i kilka perełek wpadlo mi w oko. Odkąd koleżanka z pracy powiedziała mi o naprawdę dobrym lumpeksie w Jeleniej, marzę o wtorku idealnym (czyli na 2 zmianę), żeby się tam wybrać w dzień dostawy :D. W czw wyszłam z jeansowymi biodrówkami (ostatni raz nosiłam je w gimnazjum, liceum i bylam pewna, że nigdy ich nie założę, bo zwyczajnie źle w nich wyglądam.. leżą idealnie!), boyfriendami i białą koszulą do pracy, wszystko w idealnym stanie. Najcenniejszy łup? Mała, skórzana torebka kupiona kilka lat temu w sh w moim rodzinnym mieście 🙂
Dzięki za propozycje, na pewno poszukam 🙂
Ja co prawda nie mieszkam w Warszawie, ale jak studiowałam to często chodziłam do sh przy Świętokrzyskiej (szyld Tania Odzież, żółto-niebieski). Ta sieć ma kilka sklepów rozsianych po całej Warszawie.
Ten pudełkowy żakiet to po prostu sztos 🙂
bardzo ładna w kwiaty 🙂
Doczekałam się wpisu 😀 Ja w sumie mam dość podobne doświadczenia. Jeśli chodzi o największy łup (pod względem finansowym), to spódnica Moschino w bdb stanie za 2zł. Mieszkam w dużym mieście, w którym ciucholandów jest ogrom. Towaru również, można trafić na perełki. Chociaż w niektórych jest badziewie w wysokich cenach.
Ojej, ta “idealna sukienka na lato” ma coś w sobie, moje pierwsze skojarzenie https://goo.gl/images/PteHnx🙂
Też kupuję głównie w sh, a to z tego względu że ubrania dobrej jakości kosztują zywkle bardzo dużo a te z sieciowek też często są zbyt drogie – tutaj kiepski stosunek ceny do jakości. W sh, tak jak mówisz ubrania są już ‘sprawdzone’, jeśli materiał się niszczy w praniu to już to widać ?Można ubrać się naprawdę dobrze, oryginalnie lub klasycznie w zależności od tego czego szukamy. I popieram, z reguły second handy w mniejszych miastach są o wiele lepsze. Przetestowalam, nawet te sieciowe sh, w większych miastach mają zwykle gorszy asortyment. Bardzo identyfikuje się też z Twoją metodą szukania perełek – robię dokładnie tak samo!
Cóż ja niestety widzę że te ciuchy są z sh. Nie wiem jak to wyjaśnić ale wg mnie rzeczy z ciucholanda mają takie charakterystyczne wzory. Potrafie rozróżniać czy ktoś jest ubrany w sh. Oczywiscie ze nie zawsze ale zazwyczaj trafiam. Te ciuchy są takie nijakie babcine.
Akurat tutaj pozwolę sobie nie zgodzić się z Twoją opinią. Wiele rzeczy jest tak samo z sieciowek- Orsay, Zara, mohito, h&m, atmosphere, Tommy Hilfiger, mango więc są dokładnie takie same jak w sklepach. Sporo ubrań jest klasycznych, oczywiście znajdzie się też część ciuchów wyjetych z poprzednich epok i niemodnych. Myślę że każdy nosił kiedyś coś takiego co byłoby mu wstyd teraz założyć, nikt takich rzeczy nie musi kupować teraz w sh, naprawdę jest wybór ?A źle ubrać można się zarówno w sh jak i nawet w słynnych domach mody, jeśli ciuchy są nieodpowiednio wybrane.
Niezłe perełki 😉
Z tarnowskich sh mogę Ci polecić jeszcze “4 pory roku”, ale nie na slonecznej tylko na ul. lwowskiej. Ja głównie tam znajduję prawdziwe perełki
Zgadzam sie w 100%
ale cuda
podoba mi się ostatnia mała czarna 🙂
Fajne sukienki złowiłaś
sukienki sliczne
czarna sukienka bardzo ładna, krój rzeczywiście dodaje uroku
Do szukania perełek czy to w sklepach stacjonarnych czy to w necie trzeba mieć cierpliwość. Mi niestety brakuje tej cechy :(.
ooo mega 🙂
Ja mam 2 szmateksy do których chodzę w dni kiedy mają dostawę. Można czasami wyrwać takie perełki, że się to w głowie nie mieści, czasami są jeszcze nawet zametkowane 😀
dokładnie 🙂 ja ostatnio kupiłam 2 wełniane spódnice i buty – wszystko nowe, z papierowymi metkami 😀
Witam,
Od 15 lat mieszkam w Anglii i od co najmniej 5 lat jestem uzależniona od SH, wszystko zaczela sie jak bylam w ciazy i nie chcialam wydaywac fortuny na ciuch ktore mi starcza max na 3-4 miesiace. Udalo mi sie kupic wiele jedwabnych markowych (i nie tylko) bluzek i sukienek, pieknych apaszek,ale najwiekszym hitem jesli sliczna koszula Abercombie & Fitch, nowka sztuka jeszcze z metka za ktora zapacilam w przeliczniu ok 20zl (cena na metce 45 dolarow)! Najlepsze w SH jest to ze masz pewnosc ze nie spotkasz jutro na ulicy kolejnych 3 dziewczyn w takim samym ubraniu. Pozdrawiam cieplutko!
Ja jeszcze lubię “sieć” sklepów 4 pory roku. Mają między innymi na dawnym XV lecia, na ul PCK obok Małego burku i dwa na Lwowskiej u góry.
Ta w kwiaty środkowa i czarna sukienka – mega. Czasami naprawdę da się wyhaczyć coś ciekawego, a te akurat bardzo w moim guście 🙂 Pozdrawiam
Anwen, mieszkasz w Tarnowie?! Coś takiego! To moje rodzinne miasto. A właśnie, jakiś czas temu idąc z córką do Biedronki na Slonecznej zauwazyłam dziewczynę:-) i mówię do córki; wiesz, to chyba ta blogerka o której Ci mówiłam. (kiedyś wspomniałam jej zeby poczytała twojego bloga), córka na to, eee niemożliwe, co Ona by tutaj robiła:-) No, coś takiego:-)
Pozdrawiam cieplutko.
mieszkam zaraz obok, więc w tych okolicach można mnie spotkać bardzo często :)))