Dziś przyszła do mnie nowa farba (o tym jaka przekonacie się na końcu wpisu), więc pora na podsumowanie eksperymentu z Syoss. Jak wiecie od lat byłam wierna farbom Color&Soin, które nie podrażniały mi skóry głowy i w przypadku odcienia 1N – Hebanowej Czerni spełniały wszystkie moje oczekiwania, ale po zmianie koloru zaczęłam rozglądać się za czymś nowym…
Mój wybór w pierwszej kolejności padł na drogeryjną Syoss w wersji Oleo Intense w odcieniu 3-10 czyli Głęboki Brąz. Wg numeracji na farbie miał być to chłodny odcień brązu czyli dokładnie taki jakiego oczekuję.
Niestety jak zobaczycie na zdjęciach poniżej kolor wygląda nieco inaczej. Po pierwsze tuż po farbowaniu wyszedł bardzo ciemny, wręcz czarny. Choć w niektórym oświetleniu było widać lekki odcień brązu. Miałam nadzieję, że jak zwykle w przypadku farb po kilku myciach się wypłucze i będzie bardziej brązowy. Myliłam się 😉 Farba Syoss 3-10 jest wyjątkowo trwała i przez pierwsze dwa-trzy tygodnie kolor praktycznie nie drgnął. Dopiero potem zaczął się, bardzo powoli wypłukiwać, ale jak dla mnie wciąż był za ciemny. Na pewno był dużo ciemniejszy od Color&Soin 3N, który stosowałam wcześniej i po którym miałam już dobre kilka cm odrostów, a teraz po Syossie są one znów praktycznie nie widoczne (poza tymi tuż przy skórze).
Jeśli chodzi o samą farbę to niestety również wypada gorzej niż C&S. Przy aplikacji skóra głowy mnie swędziała i wstąpiło lekkie podrażnienie. Włosy oczywiście wypadały mocniej niż zwykle przez kilka następnych myć, ale po tym czasie wypadanie się uspokoiło.
Jeśli chodzi o ich kondycję to nie zauważyłam jakiegoś szczególnego pogorszenia, ale też nakładałam ją jedynie na włosy do wysokości ramion (mniej więcej), bo na tyle wystarczyło mi 1 opakowanie farby. Być może nałożona na końcówki bardziej by je przesuszyła (takie opinie można często przeczytać w Internecie).
Co do nakładania to farba jest gęsta i mało wydajna, ale przynajmniej nie spływa z włosów. Osobie wprawionej w farbowaniu na pewno nie sprawi kłopotu, ale w porównaniu z Color&Soin, która ma idealną konsystencję lekkiego żelu i nakłada się bajecznie łatwo, Syoss i pod tym względem wypada bardzo słabo.
Zapachu już szczerze mówiąc nie pamiętam, więc chyba nie był aż tak tragiczny 😉 Zresztą w wypadku farb, o ile zapach ‘nie szczypie w oczy’ to zwykle nie przykładam do niego większej wagi.
Podsumowując nie jest to najgorsza farba jakiej używałam, ale też nie na tyle dobra bym chciała ją ponownie kupić. Jeśli szukać łagodnej, dobrej dla włosów farby to na pewno Syoss Wam nie polecę. Wiem jednak, że niektóre ich odcienie są naprawdę ładne i nie dziwię się osobom, które je kupują, bo dla mnie również ważniejszy jest efekt kolorystyczny niż kondycja włosów po farbowaniu. O kondycję dbamy przecież odpowiednią pielęgnacją, a nie np. znikomą ilością olejków, które można znaleźć obecnie w co drugiej farbie. Swoją drogą ciekawa jestem co na ten temat myślą fryzjerki, które swego czasu tak strasznie krytykowały opisany przeze mnie sposób farbowania na olej 😉
Na koniec kilka zdjęć, które niestety nie pokazują w 100% tego jak naprawdę wygląda ten kolor. Tak jak pisałam tuż po farbowaniu wyglądał tak, czyli był praktycznie czarny:
Po ponad 5 tygodniach od farbowania:
i kolor dzisiaj czyli prawie 8 tygodni po farbowaniu:
![]() |
na zdjęciu widoczny również mój naturalny kolor |
Jak już wspominałam dziś doszła do mnie moja nowa farba, którą przetestuję zapewne jeszcze w ten weekend 🙂 Po przeczytaniu miliona opinii i obejrzeniu jeszcze większej ilości zdjęć ostatecznie wybrałam farbę profesjonalną – Wella Illumina Color, odcień 5/81 czyli Light Brown Pearl Ash – jestem strasznie ciekawa jak wyjdzie i czy rzeczywiście będzie chłodniejszy niż brązy drogeryjne…
Pozdrawiam Was serdecznie,