Dziś historia, która być może nie kończy się długą do talii taflą włosów, ale i tak jest moim zdaniem bardzo ciekawa 🙂 Zresztą przekonajcie się same:
Jakby chcieć opisać co na mojej głowie się działo tak krok po kroku
przez 10 lat zabawy z farbą… ach nie starczyłoby chyba całego
internetu 😉 Tak więc w telegraficzym skrócie…
przez 10 lat zabawy z farbą… ach nie starczyłoby chyba całego
internetu 😉 Tak więc w telegraficzym skrócie…
Włosy mam z natury kręcone, naturalnie taki ciemny blond nic
niezwykłego. Od maleńkości nie dbano o nie, myto dziecinnym szamponem
czesano na sucho (zgrozo mego dzieciństwa 🙂 ) i nie robiono nic więcej.
Jak łatwo się domyślić był puch, puch i jeszcze raz puch 😉
Kiedy w końcu miałam jakąś tam kontrolę nad pielęgnacją moich włosów to rozpoczęłam ją
od… nie mycia ich 😉 Tak nie mycia, gdyż jak były tłuste to się nie
puszyły tak okrutnie 😉 Ale to były czasy szkoły podstawowej… Potem przyszły czasy gimnazjum, więc rozpoczął się wielki szał na
farbowanie, kreowanie nowego imagu (czytajcie palenie prostownicą,
karbowanie itd. itp. )
Włoski moje były moim mega kompleksem tak więc przechodziły wiele
metamorfoz od drastycznego rozjaśniania po czarne farby. W sumie jakby
się zastanowić przez 5 lat miały całą paletę barw zaserwowaną. Zdarzało
się, że nieudane farbowanie/rozjaśnianie było poprawiane tego samego dnia
kolejną farbą. Co do pielęgnacji – żadna. Szampon + przypadkowa odżywka i
finito (tata miał sklep chemiczny za czasów jak jeszcze nie było
supermarketów i to co po terminie trafiało do naszej łazienki 😉 ).
Łatwo się domyślić jaki był ich stan – nigdy nie mogłam po umyciu wyjść
gdziekolwiek albo nakładałam tonę żeli albo katowałam prostownicą. Z
loczków pozostał jakiś blakły cień, spuszone kołtuny, których szczerze
nienawidziłam.
Liceum nie było odskocznią od tego co wyżej 😉 Nie uczyłam się na
błędach, zaczęłam jedynie ślepo wierzyć producentom, że kosmetyki zdziałają cuda i
tak postępował proces szukania fryzury idealnej bez żadnej wiedzy w tym
zakresie . Farbowanie, rozjaśnianie i tak w koło Macieju 😉
Wreszcie przyszedł pierwszy przełom, urodziłam dziecko. Postanowiłam
odwiedzić fryzjerkę pierwszy raz! Miałam 18 lat! Chciałam blond
pasemka – wyszło tak:
Włosy taaaaakie długie, że po wyprostowaniu sięgały pupy zostały ścięte
, poza tym pasemka nie były robione na folię tylko czepek – baaardzo bolało. No i
cudowna rada pani fryzjerki kup sobie dziewczyno jedwab – biosilk, a
zdziała cuda 😉
Brnęłam w to, farbowałam na blond, jakieś pół roku katowałam biosilkiem, a
efekt był coraz to gorszy. Włosy mi się czworzyły, łamały i ciągnęły
jak guma:
efekt był coraz to gorszy. Włosy mi się czworzyły, łamały i ciągnęły
jak guma:
Potem chcąc je ratować pofarbowałam na ciemno – efekt był widoczny
Super co? Efekt WOW? Patrzcie jak wyglądały po myciu bez silikonów i prostownicy:
To jest zdjęcie po około pół roku – prostownica , brak pielęgnacji… wrrr
Potem była akcja czerwień i samodzielnie zrobione pasemka 😉
W końcu trafił się ktoś kto ściął mi włosy. Pofarbował i uratował. Najlepszy fryzjer w moim życiu! Wyglądały wtedy tak (po wyprostowaniu i naturalnie):
Pielęgnacja nadal była znikoma szampon + odżywka. Prostowanie też, ale już
sporadyczne gdyż włosy kręciły się tylko na końcach co mi nie
przeszkadzało. I sobie rosły i rosły aż urodziłam drugie dziecko i chciałam coś
zmienić. Wyczytałam o kąpielach rozjaśniających – i bach zrobiłam. Chciałam osiągnać
jasny brąz, a jak wyszło zobaczycie poniżej. Potem przeczytałam o prostowaniu keratynowym – to znów bach,
na włosy – efektu jednak żadnego nie było, bo zakupiłam odlewki – czego nie polecam 😉 Keratyna
nie była keratyną, o czym przekonałam się dopiero prawie dwa lata później kupując keratynę już sprawdzoną.
sporadyczne gdyż włosy kręciły się tylko na końcach co mi nie
przeszkadzało. I sobie rosły i rosły aż urodziłam drugie dziecko i chciałam coś
zmienić. Wyczytałam o kąpielach rozjaśniających – i bach zrobiłam. Chciałam osiągnać
jasny brąz, a jak wyszło zobaczycie poniżej. Potem przeczytałam o prostowaniu keratynowym – to znów bach,
na włosy – efektu jednak żadnego nie było, bo zakupiłam odlewki – czego nie polecam 😉 Keratyna
nie była keratyną, o czym przekonałam się dopiero prawie dwa lata później kupując keratynę już sprawdzoną.
Wtedy powiedziałam dość – ścięłam i ufarbowałam włosy na ciemny blond (???)
Jak widzicie było jednak źle… Przeszłam, więc na rudy (niestety użyłam farby, a nie henny, czego żałuję, bo może dalej cieszyłabym się tym kolorem ;( )
I rozpoczęłam walkę o nie 🙂 Dzięki blogom takim jak twój. Niestety w międzyczasie zdarzył się wypadek musiałam mieć operację, w tym
okresie zarówno znieczulenie jakim mnie poddano jak i również brak
chęci na cokolwiek sprawiło, że zaniedbałam włosy. Takie zawieszenie
trwało rok.
Teraz po kolejnej wizycie u fryzjera i intensywnej kuracji
regeneracyjnej wyglądają tak. Mam plan wrócić do naturalnego koloru który
pogłębię henną, póki co miałam okazje 3 razy nią farbować, ale efekt był
krótkotrwały, więc pozostawiłam je już same sobie (choć marzy mi się taka
naturalna rudość 😉 ).
Jestem z nich zadowolona, wiem że jak pozostawię mokre nie będę miała siana tylko ładne loczki 😉
Dziękuje Tobie za wskazówki (choć mój portfel cierpi, bo oszalałam na tym punkcie;) ) i Wam za uwagę.
Takiego dbania o włosy jak uczą włosomaniaczki powinno się ustawowo
uczyć w szkołach!:) Ile młodych dziewcząt pozbyłoby się kompleksów i
zyskało nowy piękny wizerunek dzięki matce naturze;););) A ile włosów
pozostałoby na głowie zamiast lądować w odpływie naszych wanien…
Moja pielęgnacja
Z racji tego że obecnie pracuję w domu mogę sobie pozwolić na naprawdę wiele 😉
– Olejowanie włosów codziennie – olejkami: kokosowym (u mnie się
sprawdza), słonecznikowym, migdałowym, arganowym (jest cudowny) lub
makadamia
– Suplementacja od wewnątrz: skrzyp pity co dzień, drożdże również i siemię lniane
– Maski przede wszystkim te domowej roboty na bazie tych drogeryjnych (alterra granat oraz gloria a do tego miód, owoce
sezonowe, mleko kokosowe, drożdże do tego
dodatki półproduktów keratyny, kwasu hialuronowego, Q 10 czy spiruliny)
– wcierki (woda brzozowa, joanna czarna rzepa – niestety nie już dla mnie nieosiągalna, radical i olej łopianowy z chilli)
– stylizacja jedynie olej arganowy z żelem z siemienia (czyli równoznaczne z odstawieniem prostownic)
– suszenie okazjonalnie zimny nawiewem
– płukanki (octowa -ocet jabłkowy, kawowa, mineralna z wody muszynianki)
– ochrona przed słońcem – masło shea
– szampony – balsam babydream dla mam, facelle do higieny intymnej, ale
tylko jako dodatek do babydream, szampony dla dzieci – tu różne zależy czym
akurat moje dzieci myją głowę najczęściej jednak rossmannowski, i
pokrzywowy z green pharmaceut, raz na tydzień myję jakimś tam
drogeryjnym co mój mąż używa np. timotei z avocado)
– odżywki to też rossmannowskie alterry albo te duże i tanie (wzbogacane
gliceryną i naftą autorsko ode mnie)- tu akurat nie ma dla mnie
znaczenia, bo one tylko niwelują efekt tępych włosów po myciu.