Nie wiem czy ten wpis kogokolwiek z Was zaciekawi, ale chciałam go zrobić dla siebie. Tak by za kilka lat móc na niego zerknąć i powspominać…
Miesiąc w którym ustaliliśmy datę ślubu i zaczęliśmy przygotowania. To także miesiąc, który kojarzy mi się z konkursem na Blog Roku 🙂 Co prawda nie udało mi się pojechać na galę, ani dostać żadnej nagrody, ale przeszłam do etapu, w którym to Anna Mucha z 10 najwyżej ocenionych przez czytelników blogów (mój był na 3 miejscu :)) ) wybierała ten najlepszy.
Luty był czasem blogerskich spotkań 🙂 Najpierw razem z Aliną i innymi blogerkami pojechałyśmy na event do Warszawy, potem przyjechała do mnie Paulina (to jej różowy sweterek widzicie na powyższym zdjęciu 😉 ) też blogerka i razem wybrałyśmy się na spotkanie krakowskich blogerów.
W marcu udało mi się kupić moją suknię ślubną 🙂 Sama sukienka nie jest może najciekawsza, ale już historia z nią związana jak najbardziej tak 😉 Od lat myśląc o ślubie wiedziałam, że jeśli już się zdecyduję na zakup prawdziwej sukni ślubnej, a nie po prostu krótkiej, białej sukienki, która by mi osobiście najbardziej pasowała, to będzie to suknia używana. W marcu więc zasiadłam do komputera i przejrzałam na allegro WSZYSTKIE suknie dostępne w Krakowie. Z tych setek białych kiecek wybrałam dosłownie jedną, którą mogłabym założyć. Podesłałam ją natychmiast Alinie – mojej przyjaciółce i druhnie zarazem by oceniła czy jest ok. I co się okazało? Nie dość, że to była suknia jej przyjaciółki to jeszcze w dodatku zdjęcia z aukcji robiła sama Alina 😀 To musiało być przeznaczenie!
W kwietniu, choć późno, przywitała nas w końcu wiosna. Czekałam na nią z wytęsknieniem, bo nie znoszę zimy, a ta zeszłoroczna była jak pewnie pamiętacie wyjątkowo długa. Jeśli chodzi o to, co u mnie się działo to najlepiej pamiętam wyjazd do Warszawy, gdzie poza blogerskim eventem, udało mi się spotkać z młodszą siostrą i udzielić wywiadu w Radio Kampus (do posłuchania TU). Mimo, że oczywiście się tym bardzo stresowałam to ten wywiad będę wspominać do końca życia. Praca w radio zawsze była jednym z moich największych marzeń i od tego czasu wciąż o tym myślę… Kto wie, może kiedyś mi się uda poprowadzić własną, włosową audycję 😉
W maju pojechaliśmy z moim mężem i znajomymi do Budapesztu. Kiedyś jako dziecko wymyśliłam sobie (pewnie nie ja jedna), że chcę zwiedzić wszystkie europejskie stolice 😉 Jak na razie bardzo słabo mi idzie (wstyd się przyznać, bo widziałam raptem cztery), ale nie poddaję się! Budapeszt zrobił na mnie ogromne wrażenie (zwłaszcza nocą), ale nie przebił Pragi. Ostatnio zastanawiałam się gdzie chciałabym spędzić swoje 30 urodziny (to już w tym roku!) i wybrałam właśnie ją :))
Czerwiec minął mi pod znakiem aktywności fizycznej 🙂 Nie tylko chodziłam na piechotę do pracy, pływałam na rowerku wodnym, ale też zaczęłam chodzić na siłownię. Po początkowej porażce (nie umiałam się tam odnaleźć i ćwiczyłam głównie aeroby na rowerku czy orbitreku) wybrałam się tam razem z Aliną i dopiero ona pokazała mi jak przyjemne i skuteczne mogą być ćwiczenia siłowe. Nigdy jednak nie zapomnę tych zakwasów jakie miałam po naszej pierwszej wspólnej wizycie 😀
W lipcu dopadł mnie już stres przedślubny 🙁 W głowie miałam okropny mętlik, bałam się, że wszystko pójdzie nie tak jakbym chciała, więc na odstresowanie się wybraliśmy się między innymi do Ogrodu Doświadczeń w Krakowie 🙂 Jeśli ktokolwiek z Was jeszcze tam nie był to polecam! Świetna zabawa, nie tylko dla dzieci 😉
Oczywiście w sierpniu najważniejszym wydarzeniem był nasz ślub 🙂 Chociaż tyle lat wzbraniałam się przed nim (nie znoszę wesel i zawsze stresowała mnie myśl o własnym) to muszę przyznać, że było naprawdę fajnie 🙂 Nie był to najpiękniejszy dzień w życiu jak to czasem niektórzy mówią, ale niewątpliwie jeden z tych miłych, do których wraca się pamięcią z przyjemnością.
Wrzesień był miesiącem podróży. Najpierw pojechaliśmy do Częstochowy, której nigdy dotąd nie zwiedzałam i jakoś unikałam, bo kojarzyła mi się jedynie z Jasną Górą 😉 a potem zaczęłam planować nasze pierwsze wspólne, prawdziwe wakacje :)) Pod koniec miesiąca niestety wydarzyło się coś, co było dla mnie bardzo trudne – odeszła moja babcia, z którą byłam blisko związana 🙁
Wahałam się czy w związku z tym nie zrezygnować z wyjazdu, ale za namową najbliższych pojechaliśmy jednak zgodnie z planem do Turcji. I powiem Wam szczerze, że to była dobra decyzja. Chociaż przez pierwsze dni było ciężko to wyjazd pozwolił mi nabrać dystansu do tego i pogodzić się ze stratą. Co do Turcji to absolutnie zakochałam się w tym kraju i pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę 😉 Chociażby po to, by jeszcze raz zjeść najlepszego kebaba na świecie 😀
Tegoroczny listopad (podobnie jak i październik) był dla mnie wyjątkowo łaskawy 🙂 Pogoda dopisywała, więc mogliśmy sobie pozwolić na wyjazdy i spacery takie jak ten po Zamościu (na zdjęciu nasza własna zamojska kładka z kłódkami zakochanych) czy po Warszawie 🙂 Żałuję tylko, że nie udało mi się dojechać na Blog Forum do Gdańska, ale nic straconego! Wybiorę się za rok!
Grudzień mogłabym podzielić na trzy etapy: po pierwsze przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, w którym wciąż trwają prace adaptacyjne 😉 ale wszelki niedogodności wynagradza mi wanna! Po drugie kolejny raz pojechałam do Warszawy (tym razem i blogowo i prywatnie), a po trzecie spędziłam cudowne i zarazem nasze pierwsze, wspólne święta z moim mężem i jego rodziną 🙂
Ciekawa jestem jaki będzie ten nowy, 2014 rok… Planów mam wiele, więc mam nadzieję, że uda mi się choć część z nich zrealizować :))
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen