Być może przyzwyczaiłyście już do mojej blogowej nieobecności, a może jest jeszcze ktoś kto zastanawia się gdzie jestem, gdy mnie tu nie ma 😉 To, że blog spadł na dalszy plan w liście moich życiowych priorytetów to oczywista oczywistość, ale nie mam zamiaru go porzucać, ani zamykać. To czy, jak często i o czym piszę jest uzależnione od tak wielu czynników, że nie jestem nawet w stanie nawet w przybliżeniu zaplanować kiedy pojawi się kolejny wpis. Wiem, że wiele z Was taki brak regularności zniechęca i z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej – czytam wiele blogów, na których wpisy też pojawiają się raptem kilka razy w miesiącu i kompletnie mi to nie przeszkadza 🙂
Wracając do tej ostatniej przerwy to tym razem związana jest ona z przygotowaniami nowego szablonu, które przeciągnęły się nieco w czasie i jak widzicie wciąż trwają. Myślałam, że kolejny wpis opublikuję już na nowym szablonie, ale jak na razie końca prac nie widać, więc nie będę dłużej czekać.
O dwóch małych (jak widzicie na zdjęciu ich pojemność to tylko 100 i 60 ml), ale ‘wielkich’ w działaniu szamponach chcę Wam opowiedzieć już dziś. Od jakichś 2 miesięcy myję głowę właściwie tylko 3 produktami, przy czym ten trzeci to nowość marki Anwen, która pojawi się dopiero za jakiś czas, więc na razie nic nie mogę o niej napisać 🙂
Klorane Volume – szampon na bazie włókien lnu
Zacznę może od Klorane, bo jest zdecydowanie bardziej uniwersalny. To mój aktualnie ulubiony szampon ‘codzienny’ (pozostałe 2 są do zadań specjalnych), po którym moje włosy wyglądają najlepiej. I choć mój portfel z tego się wcale nie cieszy to pobił tańszego poprzedniego ulubieńca czyli Yves Rocher Volume. Oba te szampony mają nadawać naszym włosom objętość i oba rzeczywiście to robią. Włosy są wyraźnie uniesione u nasady, przy czym po Klorane efekt jest jeszcze lepszy.
Po umyciu nim moje włosy są nie tylko uniesione u nasady, ale również na długości zyskują lekkość, objętość i oczekiwaną puszystość. Wizualnie jest ich więcej i mniej niż zwykle się strączkują. Szampon bardzo dobrze oczyszcza włosy (ma w składzie SLES), pięknie pachnie i do tego jest wydajny. Oczywiście warto poszukać go w promocji (ja swoją miniaturową wersję kupowałam przed wyjazdem na urlop za ok. 9zł, ale duże 400 ml opakowanie można upolować już za ok. 36 zł), bo wtedy jest naprawdę warty swojej ceny.
Water (Aqua), Sodium Laureth Sulfate, Sodium Cocoamphoacetate, Sodium Chloride, Ceteareth-60 Myristyl Glycol, Sodium Laureth-8 Sulfate, Blue 1 (CI 42090), Citric Acid EXT., Violet 2 (CI 60730), Fragrance (Parfum), Limonene, Linum Usitatissimum (Linseed) Seed Extract (Linum Usitatissimum Seed Estract), Magnesium LAureth Sulfate, Magnesium Laureth-8 Sulfate, Magnesium Oleth Sulfate, Phenoxyethanol Propylene Glycol, Sodium Benzoate, Sodium Oleth Sulfate, Trisodium Ethylenediamine Disuccinate
Z racji swojego mało delikatnego składu (powyżej) oczywiście nie będzie odpowiedni dla osób o wrażliwej skórze głowy, ale jeśli nie macie z tym problemu, a zależy Wam na dodaniu włosom objętości to moim zdaniem naprawdę warto go wypróbować. U mnie nie powoduje żadnego podrażnienia ani przesuszenia skalpu za co jestem mu ogromnie wdzięczna, bo mam z nim w tym roku sporo problemów.
Pirolam – szampon przeciwłupieżowy
No własnie jeśli już o tym mowa to pora przejść do drugiego szamponu. O marce Pirolam wspominałam kiedyś na blogu przy okazji współpracy (KLIK), ale tym razem nie ma to z nią nic wspólnego. Po prostu, gdy kilka miesięcy temu po raz pierwszy od wielu lat pojawił mi się na głowie łupież, stwierdziłam, że spróbuję coś, co kiedyś pośrednio na blogu promowałam, a nie miałam możliwości wtedy zweryfikować skuteczności. Pirolam kupiłam na próbę w pobliskiej aptece w najmniejszym możliwym opakowaniu i już po kilku umyciach okazało się, że łupież zniknął.
Szampon okazał się skuteczny, odstawiłam go więc na półkę i na jakiś czas zapomniałam o problemie. Niestety jak to często bywa z łupieżem na wakacjach znów do mnie wrócił 🙁 Tym razem nie kombinowałam już z żadnymi domowymi sposobami, tylko od razu sięgnęłam po Pirolam i kolejny raz po dosyć krótkim czasie pozbyłam się problemu. Teraz jednak jestem o tyle mądrzejsza, że zamiast chować szampon używam go raz na tydzień w ramach profilaktyki i jak na razie (odpukać! 😉 ) skóra głowy ma się dobrze.
Pirolam tak jak większość szamponów przeciwłupieżowych ma niestety to do siebie, że nieco przesusza nam włosy. O ile po jednorazowym myciu efekt jest fajny, bo włosy są dłużej świeże i ładnie uniesione u nasady to niestety na dłuższą metę ich kondycja może się pogorszyć, stąd też moja decyzja by sięgać po niego wyłącznie raz na tydzień.
Sam szampon, oprócz tego, że skuteczny jest niestety baaardzo rzadki, przez co mycie nim jest średnio wygodne i jest on raczej niewydajny. Moja buteleczka dobiła już dna, więc tym razem kupię większe opakowanie, które zdecydowanie bardziej się opłaca (oczywiście w promocji :P).
Ciekawa jestem Waszych szamponowych ulubieńców. Odkryłyście ostatnio coś nowego? 🙂
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen
Komentarze
Coś na zwiększenie objętości włosów bardzo by mi się przydało 🙂 ale jak dotąd żaden szampon nie dał fajnego efektu, więc chętnie wypróbuję coś nowego. A co do szamponu pirolam to faktycznie przyznaję, że dobrze walczy z łupieżem. Kilka myć i po problemie. No i duży plus ma u mnie za to, że łatwo się po nim włosy rozczesują na mokro, a często miałam z ty problemy, jeśli chodzi o szampony przeciwłupieżowe.