Kolejny raz w swoim życiu walczę o lepszą figurę i próbuję zrzucić te zbędne moim zdaniem kilogramy. I śmieję się z samej siebie, bo jeszcze rok temu, gdy na wadze było -3 kg, a i w obwodach sporo centymetrów mniej to ja narzekałam. Teraz dałabym się pokroić za tamtą sylwetkę i od kilku tygodni robię wszystko by do niej jak najszybciej wrócić.
Zwykle jak pojawia się u mnie na blogu jakakolwiek wzmianka o tym, że się odchudzam zostaję zasypana radami typu ‘najlepsza jest dieta MŻ‘ albo ‘wystarczy zrezygnować z fast foodów itp‘. Niestety mój problem polega na tym, że jem mało (dla niektórych nawet bardzo mało), ale taka ilość mi wystarcza i nie jestem w stanie jej zwiększyć, a i jakościowo raczej zdrowo, więc nie mam z czego rezygnować. Gubią mnie niestety słodkości, z którymi, żeby było śmieszniej przez większą część życia nie miałam problemu. Pamiętam dobrze te czasy, gdy nie jadłam żadnych batoników, czekolad, ciasteczek czy innych słodyczy, bo zwyczajnie nie lubiłam. I jak z raz na miesiąc miałam ochotę na słodkie to był to wyłącznie wafelek Prince Polo, sztuk jeden.
Pierwszy kryzys pojawił mi się w ciąży, serio wtedy mogłam jeść wyłącznie słodkie i nawet po trzydaniowym obiedzie zmieściłabym jeszcze jeden posiłek pod warunkiem, że byłby słodki. Po porodzie jako-tako udało mi się to ograniczyć i już byłam na dobrej drodze do wymarzonej figury sprzed ciąży, ale nowo poznana koleżanka ‘zaraziła’ mnie tym uzależnieniem na nowo (nie martw się J. nie mam do Ciebie pretensji 😉 ).
Drugi kryzys pojawił się po przeprowadzce. Nie dość, że musiałam poszukać nowej siłowni, a potem się jeszcze do niej przyzwyczaić (udało mi się dopiero niedawno) to w dodatku ponad miesiąc nie mieliśmy kuchni, więc jedliśmy różnie, z naciskiem na źle 😉 Zgubiło mnie też to, że w Tarnowie bardzo łatwo kupić naprawdę pyszne pieczywo (to w Częstochowie nigdy mi nie smakowało), a niedaleko domu mam cukiernię. Kilogramów przybywało, a moja ciężko wypracowana figura sprzed roku poszła w zapomnienie. Niestety ja jestem z gatunku tych, którym wystarczy samo przejście po alejce ze słodyczami w supermarkecie by przytyć.
Po tym przydługim wstępie wracam do meritum czyli przepisu na nieco zdrowszy i nieco mniej tuczący deser, którym z powodzeniem zastępuję tradycyjne słodycze. Na tapecie mam przede wszystkim bezglutenowe brownie z czerwonej fasoli z przepisu Radomskiej, ale ten krem jest moim numerem 1 jeśli chodzi o smak i łatwość przygotowania. Kilka lat temu pokazywałam już na swoim drugim blogu podobny przepis, ale dopracowałam go i ten moim zdaniem jest 100 razy smaczniejszy.
Potrzebujemy:
1/2 dojrzałego awokado
1 łyżeczka kakao
ksylitol do smaku
1 łyżeczka syropu klonowego
Awokado rozgniatam widelcem – grudki mi nie przeszkadzają, więc nie bawię się w miksowanie. To oszczędza czas i pracę, bo nie muszę myć dodatkowo blendera. Dodaję pozostałe składniki, mieszam dokładnie i zjadam 😉 Smak jest genialny, właśnie za sprawą dodatku syropu klonowego. Całość ma jakieś 160 kalorii (specjalnie dla Was policzyłam, bo normalnie się w to nie bawię) czyli praktycznie tyle co mój ulubiony ‘deser z koroną’, ale za to 100 razy lepszy skład 🙂 Tutaj dostarczamy organizmowi przede wszystkim sporą dawkę dobrego dla niego tłuszczu. Oczywiście nie jest to opcja na co dzień, ale raz na jakiś czas, nawet jeśli tak jak ja się odchudzacie można sobie pozwolić :))
Jeśli znacie jeszcze jakieś ciekawe i sprawdzone przepisy na fit słodycze to koniecznie dajcie znać w komentarzach, bo powoli fasolowe brownie zaczyna mi wychodzić nosem 😉
Pozdrawiam Was serdecznie,
Anwen
PS Przepraszam za brak zdjęcia kremu, ale raz, że jest wyjątkowo niefotogeniczne, a dwa za każdym razem, gdy go jem jest brzydka pogoda i kiepskie światło do zdjęć (przypadek? nie sądzę 😉 )
Komentarze
Wspaniały owoc – uwielbiam.
Miałam podobny problem z wagą – jadłam mało, więc nie było z czego ucinać. Wizyta u dietetyka – pozwoliła mi zrozumieć, że mój organizm wpadł w błędne koło. Ze względu na małą ilość dostarczonych kalorii, organizm się dostosował (metabolizm spowolnił).
Dzisiaj jem znacznie więcej niż kiedyś i chudnę. Tyle, że… podobnie jak Ty musiałam wyszukać trochę fit-przepisów na słodkości, bo to one rujnowały moją dietę do tej pory. Dzisiaj biorę się za Twój przepis – dam znać jak wyszło. Dzięki!