Od ostatniego farbowania włosów na długości minęły już 2 miesiące i mój kolor zaczynał się robić niestety coraz bardziej matowy. Pamiętając fantastyczny efekt, który osiągnęłam ostatnim razem kusiło mnie by położyć na włosy jakąś farbę (najlepiej znów Kemona). Obiecałam sobie jednak już nic nie kombinować na własną rękę, więc ostatecznie kupiłam tylko dwie szamponetki Marion w kolorach: Orzechowego brązu i Jasnego perłowego blondu. Liczyłam, że ta druga ochłodzi nieco kolor i zapobiegnie temu by nie wyszedł on zbyt ciemny.
Największe zaskoczenie przeżyłam po ich otwarciu, bo okazało się, że ten jasny blond jest niewiele jaśniejszy od brązu, a oba mają kolor dosyć ciemnej czekolady 😉 Zmieszałam je bardzo dokładnie i mimo wszystko nałożyłam na włosy.
Po spłukaniu farby umyłam włosy nowym szamponem Yves Rocher w kremie, który ostatnio testuję (powiem Wam od razu, że szykuje się chyba nowy ulubieniec :)) ) i nałożyłam na nie maskę z Anny.
Ją też kupiłam dosyć niedawno i właściwie po raz pierwszy nałożyłam na włosy. Patrząc na skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Macadamia
Ternifolia Seed Oil, Linum Usitatissimum Seed Oil, Aminopropyl
Dimethicone, Panthenol, Isopropyl Alcohol, Citric Acid, Disodium EDTA,
DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone,
BHT, Parfum, Linalool, Limonene, Hexyl Cinnamal.
Ternifolia Seed Oil, Linum Usitatissimum Seed Oil, Aminopropyl
Dimethicone, Panthenol, Isopropyl Alcohol, Citric Acid, Disodium EDTA,
DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone,
BHT, Parfum, Linalool, Limonene, Hexyl Cinnamal.
spodziewałam się naprawdę dobrego efektu. Póki co maska mnie nie zachwyciła. Niestety nie sprawdziłam pogody, a przy aktualnym punkcie rosy ta gliceryna jest jednak za wysoko w składzie i dlatego włosy wciąż się puszą. Mam nadzieję, że w bardziej sprzyjających warunkach efekt po masce będzie lepszy 🙂 Dziś włosy wyglądały tak:
Na pierwszym zdjęciu w ostrym, naturalnym świetle niestety strasznie brzydko pokręcone, bo robiłam je tuż po rozwinięciu koczka – ślimaka i nie miałam czasu nawet ich przeczesać. Widać na nim jednak dobrze ich długość i kolor. Na drugim też w naturalnym świetle, ale z lampą (aparat był ustawiony na tryb auto) kolor jest już przekłamany, ale włosy przynajmniej rozczesane 😉
Co do efektów szamponetek to na żywo kompletnie ich brak. Kolor nic a nic się nie zmienił, a włosy też nie stały się bardziej błyszczące, na co najbardziej liczyłam. Mam w planach wizytę u fryzjera (Viru koniecznie!), ale nie wiem kiedy uda mi się dojechać. Być może do tego czasu coś jeszcze pokombinuję (ale to już po konsultacjach), a na razie muszę się zadowolić tym co jest. W sumie przy tych upałach i tak włosy noszę cały czas zwinięte w koczek, więc ich kolor nie ma dla mnie większego znaczenia.
Pozdrawiam Was serdecznie,
PS Miejsce na Wasze linki: