Pierwsza włosowa historia w nowym roku 🙂 Mam nadzieję, że Was zainspiruje!
Do 1 komunii świętej udało mi się zapuścić długie, cienkie włosy.
Nikogo
tu nie zaskoczę jeżeli powiem, że już na drugi dzień włosy, mimo
przestrogi mamy, zostały drastycznie obcięte. Moja pielęgnacja w
tamtych czasach opierała się głównie na szamponie z pokrzywy i czasami
pierwszej lepszej drogeryjnej odżywki. Przez kolejne 4 lata włosy nie
przechodziły wielkich metamorfoz. Były jedynie od czasu do czasu
podcinane.
Nastały czasy gimnazjum. To właśnie przed pójściem do tej szkoły ostatni raz obcięłam włosy.
Włosy
rosły, rosły i rosły były dokarmiane nadal tym samym szamponem i
regularnie drogeryjną odżywką. Przestałam zwracać uwagę na ich długość,
pozwoliłam im żyć swoim życiem. Prostownicę i suszarkę traktowałam jak
największego wroga, nie sięgałam po nie. Włosy były jednak niezmiernie
zniszczone na końcówkach.
Włosy rosły jak szalone.
Gdy
ich długość przekroczyła linię zakończenia żeber zaczęła przeszkadzać
mi ich szorstkość. Postanowiłam to zmienić. I wtedy trafiłam na bloga
ANWEN. Spędzałam całe godziny pochłaniając cenną wiedzę. Na pierwszy
ogień poszło żółtko jaja. Później zmieniłam szampon na bezsilikonowy,
rozpoczęłam miesięczną kurację z CP, z ogromną niechęcią sięgałam po
siemię lnianę, zaczęłam olejować włosy. I tu nastąpiło BUM- wielki
przełom. Włosy stały się jedwabiście miękkie i lśniące. Wszystkie moje
koleżanki zlatywały się by „pomacać” moje włosy. Niedługo później
dowiedziałam się o akcji „Daj włos”, jednakże brakowało mi odwagi.
Nadszedł bal trzecioklasistów. Śmiało i nieskromnie mogę powiedzieć, że
miałam najdłuższe włosy, bo aż do miednicy.
Włosy nadal rosły. Stosowałam jedynie wyżej wymienione zabiegi.
Do czerwca 2014 roku zdązyły urosnąć do połowy pupy.
Jeszcze w wakacje
nałożyłam 3 razy korzeń rzewienia w celu rozjaśnienia włosów, niestety
bez rezultatów. Rozpoczął się rok szkolny. Zaczęłam regularnie co 2 dni
nakładać maskę na włosy. Wywijające się końcówki doprowadzały mnie do
szału. No i stało się, wpadłam w prostownicowy szał. Używałam żeli
temoochronnych jednakże to niewiele zdziałało. Końcówki zaczęły się
rozdwajać. Walczyłam sama ze sobą, aż pewnego dnia powiedziałam sobie
STOP. Dziś obchodzę 11 dzień bez prostownicy. 🙂
Przed myciem: maska kallos latte, rzadko siemię lniane
Mycie: Szampon Baby Dream, od sierpnia zawsze głową w dół, na końcu płuczę chłodną wodą
Po myciu: jedwab na końcówki, odżywka bez spłukiwania Issana hair- różne rodzaje
Wewnętrzna pielęgnacja: od 5 dni piję drożdże
Na wstępię zaznaczę, że moje włosomaniactwo trwa dosyć krótko. Urodziłam
się z czarnymi, dość długimi włosami. Z biegiem dni przemieniły się one
w w jaśniutki blond. Niestety nie było mi dane cieszyć się
‚blondynizmem’, wraz z wiekiem moje włosy stawały się coraz
ciemniejsze.
się z czarnymi, dość długimi włosami. Z biegiem dni przemieniły się one
w w jaśniutki blond. Niestety nie było mi dane cieszyć się
‚blondynizmem’, wraz z wiekiem moje włosy stawały się coraz
ciemniejsze.
Od najmłodszych lat unikałam fryzjera jak ognia, pozwalałam jedynie cioci fryzjerce na drobne modyfikacje fryzur.
Do 1 komunii świętej udało mi się zapuścić długie, cienkie włosy.
Nikogo
tu nie zaskoczę jeżeli powiem, że już na drugi dzień włosy, mimo
przestrogi mamy, zostały drastycznie obcięte. Moja pielęgnacja w
tamtych czasach opierała się głównie na szamponie z pokrzywy i czasami
pierwszej lepszej drogeryjnej odżywki. Przez kolejne 4 lata włosy nie
przechodziły wielkich metamorfoz. Były jedynie od czasu do czasu
podcinane.
Nastały czasy gimnazjum. To właśnie przed pójściem do tej szkoły ostatni raz obcięłam włosy.
Włosy
rosły, rosły i rosły były dokarmiane nadal tym samym szamponem i
regularnie drogeryjną odżywką. Przestałam zwracać uwagę na ich długość,
pozwoliłam im żyć swoim życiem. Prostownicę i suszarkę traktowałam jak
największego wroga, nie sięgałam po nie. Włosy były jednak niezmiernie
zniszczone na końcówkach.
Włosy rosły jak szalone.
Gdy
ich długość przekroczyła linię zakończenia żeber zaczęła przeszkadzać
mi ich szorstkość. Postanowiłam to zmienić. I wtedy trafiłam na bloga
ANWEN. Spędzałam całe godziny pochłaniając cenną wiedzę. Na pierwszy
ogień poszło żółtko jaja. Później zmieniłam szampon na bezsilikonowy,
rozpoczęłam miesięczną kurację z CP, z ogromną niechęcią sięgałam po
siemię lnianę, zaczęłam olejować włosy. I tu nastąpiło BUM- wielki
przełom. Włosy stały się jedwabiście miękkie i lśniące. Wszystkie moje
koleżanki zlatywały się by „pomacać” moje włosy. Niedługo później
dowiedziałam się o akcji „Daj włos”, jednakże brakowało mi odwagi.
Nadszedł bal trzecioklasistów. Śmiało i nieskromnie mogę powiedzieć, że
miałam najdłuższe włosy, bo aż do miednicy.
Włosy nadal rosły. Stosowałam jedynie wyżej wymienione zabiegi.
W 2013r. poszłam do szkoły średniej. Wszyscy zachwycali się moimi włosami, lubili się nimi bawić.
Raz na rok wyprostowane włosy.
Do czerwca 2014 roku zdązyły urosnąć do połowy pupy.
Dokładnie
13 czerwca 2014 w ramach wyczynu na moją próbę wędrowniczą obcięłam
włosy na wyżej wspomnianą akcję „Daj włos”. Pod nożyczki poszło ok. 35 cm. włosów+
jakieś 3-4 cm. by je wyrównać.
13 czerwca 2014 w ramach wyczynu na moją próbę wędrowniczą obcięłam
włosy na wyżej wspomnianą akcję „Daj włos”. Pod nożyczki poszło ok. 35 cm. włosów+
jakieś 3-4 cm. by je wyrównać.
Jeszcze w wakacje
nałożyłam 3 razy korzeń rzewienia w celu rozjaśnienia włosów, niestety
bez rezultatów. Rozpoczął się rok szkolny. Zaczęłam regularnie co 2 dni
nakładać maskę na włosy. Wywijające się końcówki doprowadzały mnie do
szału. No i stało się, wpadłam w prostownicowy szał. Używałam żeli
temoochronnych jednakże to niewiele zdziałało. Końcówki zaczęły się
rozdwajać. Walczyłam sama ze sobą, aż pewnego dnia powiedziałam sobie
STOP. Dziś obchodzę 11 dzień bez prostownicy. 🙂
Moja obecna pielęgnacja:
Przed myciem: maska kallos latte, rzadko siemię lniane
Mycie: Szampon Baby Dream, od sierpnia zawsze głową w dół, na końcu płuczę chłodną wodą
Po myciu: jedwab na końcówki, odżywka bez spłukiwania Issana hair- różne rodzaje
Wewnętrzna pielęgnacja: od 5 dni piję drożdże
Cel: Do studniówki mieć włosy za pupę… mam jeszcze 2 lata i ok. 3 miesiące.
Na
zakończenie zachęcę wszystkich do akcji fundacji Rak and roll „Daj
włos”. To wspaniałe uczucie żyć ze świadomością, że część mnie sprawia
radość i dodaje pewności siebie innej kobiecie.