a tak serio to żaden szał, bo już od dawna na włosowych zakupach nie szaleję 😉 Ten etap włosomaniactwa mam już na szczęście za sobą z czego cieszy się nie tylko mój portfel, ale i moja pękająca w szwach łazienka. Tych zakupów też pewnie by nie było, bo zapasy niestety wciąż mam spore, ale skusiły mnie niewielkie pojemności nowych kosmetyków Babuszki Agafii, o których pisało już chyba pół blogosfery…
Buszując po sklepach zdecydowałam się na zamówienie z Lawendowej Szafy, bo tam były wtedy najlepsze ceny. Za wszystkie saszetki płaciłam w granicach 3,60-6,20zł za sztukę, więc naprawdę niewiele 🙂 Przesyłka przyszła szybko i była dobrze zapakowana, więc mogę Wam ten sklep jak najbardziej polecić. A co zamówiłam:
1. Regeneracyjną maskę do włosów Elastyczność i blask – z proteinami, olejami z żurawiny i borówki oraz ekstraktami z malwy, różańca i bażyny. Jeszcze jej nie otwierałam więc nic Wam na jej temat na razie nie powiem 😉
2. Momentalną maskę do włosów Blask i elastyczność – z żeń – szeniem i olejem lnianym, którą w tej chwili mam na głowie po raz pierwszy. Pachnie niestety niezbyt przyjemnie, nie wiem czym, ale mi się ten zapach kojarzy z dentystą 😀
3. Super silną maskę do włosów Wzmocnienie i stymulacja wzrostu – z olejem cedrowym, 7 syberyskimi ziołami, aloesem i woskiem pszczelim. Również jeszcze jej nie używałam.
4. Szampon do włosów specjalny Aktywator wzrostu – z mydlnicą lekarską, łopianem i ekstraktem z sosnowych igieł. Jak sama nazwa wskazuje ma przyspieszać porost, ale jak wiecie ja w takie cuda nie wierzę 😉 Normalnie szampon jest na głowie zbyt krótko by mógł tak zadziałać, ale tak czy inaczej byłam ciekawa jak się sprawdzi, bo skład ma przyjemny.
5. Balsam do włosów Aktywator wzrostu – również ma ekstrakt z sosnowych igieł i łopian, a do tego dziurawca, olejek rozmarynowy i oleje: z rokietnika i eleuterokoka kolczastego. Użyłam go zaledwie kilka razy i na razie sama nie wiem co o nim sądzić. Włosów nie obciążył, tak jak się spodziewałam, ale i specjalnie na nie nie zadziałał.
6. Mydło do ciała i włosów Sauna i prysznic – skusiło mnie białą glinką wysoko w składzie. Oprócz niej jest tam jeszcze sporo ciekawych olei (lniany, cedrowy, z rokietnika, z dzikiej róży, pichtowy, z amarantusa, z gorczycy i rycynowy), a także ekstrakty z mydlnicy, hyzopa i lukrecji. Strasznie jestem ciekawa jego działania, więc pewnie się nie powstrzymam i przetestuję je jeszcze dziś!
7. Szampon cedrowy z Planeta Organica – który poleciła mi moja czytelniczka. W jego składzie jest oczywiście tytułowy olej cedrowy (wysoko), olej z łopianu i ekstrakt z pokrzywy białej. Co do działania to rzeczywiście przedłuża świeżość i sprawia, że włosy są ładnie odbite od nasady. Zdecydowanie się polubiliśmy, ale do ulubieńca (np. miesiąca) jeszcze trochę mu brakuje.
Po niewielkie zakupy wybrałam się też do makro, gdzie przy okazji do koszyka wrzuciłam:
1. Maskę nawilżającą Bioetika – za którą bardzo się już stęskniłam 🙂 Nie używałam jej już od dawna i byłam zaskoczona jak świetnie się u mnie sprawdziła po takiej przerwie. Moje włosy wciąż ją kochają, więc jak jesteście ciekawe to zerknijcie do podlinkowanej recenzji.
2. Płyn do kąpieli z Luksji – do nie dawna używałam wersji z czekoladą i pomarańczą, w której jestem absolutnie zakochana (pachnie jak czekoladowe delicje), ale tym razem dla odmiany wzięłam wersję pachnącą karmelowym waflem 😉 Zapach jest słodki, ale bardzo przyjemny i idealnie umila mi kąpiele, których zwłaszcza ostatnio wciąż nie mam dosyć.
Na końcu jeszcze niezobowiązująca paczka od sklepu Blisko Natury. Zwykle nie zgadzam się na takie przesyłki, ale skusili mnie olejem Monoi, który chciałam wypróbować od dawien dawna i czepkami, o których ostatnio czytałam u Czarownicującej, a przede wszystkim Bazą organiczną – odżywką do włosów, przeznaczoną specjalnie do tuningowania.
Jak zobaczycie obok ma naprawdę przyjemny skład, a do tego banalnie prostą instrukcję obsługi, więc spodoba się wszystkim początkującym w temacie półproduktów dziewczynom. Pamiętam jak sama próbowałam zrobić własną odżywkę do włosów i niestety po kilkunastu mniej lub bardziej nie udanych próbach w końcu zrezygnowałam. Tu dostajemy prostą, bezzapachową bazę, którą możemy w dowolny sposób modyfikować dodając do niej:
– do 5% ulubionego oleju
– do 15% wody demineralizowanej lub hydrolatu
– do 5% składników aktywnych (w tym protein)
– do 1% olejków eterycznych o ulubionym zapachu.
W głowie mam co najmniej milion pomysłów jakby ją wykorzystać, ale zanim to zrobię muszę wcześniej uzupełnić swoje braki półproduktowe 🙂
To już wszystkie moje nowości. Ciekawa jestem co z tego używałyście i jak się u Was sprawdziło. Dajcie też znać o czym chciałybyście przeczytać w pierwszej kolejności to przetestuję to w najbliższą niedzielę :))
Pozdrawiam Was serdecznie,
PS Dziewczyny dziś rano odezwał się do mnie sklep Lawendowa Szafa z propozycją specjalnego rabatu dla Was, moich czytelniczek :)) Teraz robiąc zakupy za minimum 30zł i wpisując kod rabatowy: Anwen dostaniecie zniżkę -20% Mam nadzieję, że się przyda 🙂