Najczęściej wieczorem przed samym zaśnięciem zalewam 1 łyżkę siemienia niecałą szklanką gorącej wody (ale nie wrzątkiem). Kubek przykrywam talerzykiem i rano po wymieszaniu i dodaniu domowego soku malinowego wypijam całość razem z ziarenkami na czczo. Ziarenka staram się jak najdokładniej pogryźć, bo są przepyszne 😀 W ten sposób przygotowane siemię nie tworzy glutka. Woda jest delikatnie żelowa i tylko odrobinę gęstsza niż normalnie. Ziarenka robią się za to śliskie dlatego wcale nie tak łatwo jest je pogryźć 😉 Jeśli wieczorem zapomnę zalać sobie ziarenka to też nie ma problemu, bo w ten sposób można pić siemię już po około 15 minutach od zalania.
Szczerze mówiąc ocena jakiejkolwiek kuracji wewnętrznej nie należy do najłatwiejszych. Ciężko jest kategorycznie stwierdzić, które efekty osiągnęliśmy np. pijąc siemię lniane, a które są wynikiem innych czynników. Niemniej jednak pewne pozytywne zmiany przypisuję właśnie tym niepozornym ziarenkom 😉
Po pierwsze zdrowie: Jak pewnie dobrze wiecie przez ostatnich kilka tygodni chorowali dosłownie wszyscy. Wokół mnie zarówno w domu, w pracy jak i w autobusach pełno było kichających, kaszlących czy zagrypionych ludzi. Mnie nie dopadł nawet katar! :))) Oczywiście w tym czasie piłam też jak zwykle tran, ale myślę, że i siemię miało na to niemały wpływ. Dlaczego? bo dawniej zdarzało mi się chorować po przyjmowaniu samego tranu, a teraz pomimo tego, że kilka razy naprawdę mocno przemarzłam żadne choróbsko mnie nie dopadło.
Po drugie włosy: zdecydowanie szybciej rosną, szczerze mówiąc to jak dla mnie nawet za szybko 😉 bo muszę je teraz częściej farbować i szykuję się do kolejnego, mocniejszego podcięcia (tym razem zrobi to za mnie ktoś inny, ale o szczegółach napiszę Wam jak już będzie po wszystkim 😉 ). Wyrosło mi też sporo baby-hair i włosy przestały wypadać. Niestety w tym czasie stosowałam też kozieradkę i lukrecję, więc nie mam 100% pewności na ile był to ich wpływ, a na ile siemienia…
Po trzecie paznokcie: które również przyspieszyły i to znacznie! Zauważyłam też, że jak już odrosły zrobiły się nieco twardsze i mocniejsze.
Po czwarte skóra: tutaj również widzę wyraźną poprawę, ale nie mam pewności czy bardziej pomogła mi zmiana pielęgnacji (jak teraz dbam o moją cerę pisałam TUTAJ) czy właśnie siemię. Faktem jest, że skóra się wygładziła, nabrała blasku, jest bardziej napięta i nawilżona. Mniejsze zmarszczki całkiem zniknęły, a pomimo tego, że już od dawna nie piję oleju z wiesiołka nie wyskakują mi też żadne niespodzianki, nawet te hormonalne (siemię podobnie jak i wiesiołek działa regulująco na hormony).
Po piąte waga: często w komentarzach pojawiały się głosy, że siemię lniane tuczy. Przyznam szczerze sama się w pierwszej chwili przestraszyłam, ale doczytałam dokładniejsze informacje na ten temat i zaczęłam pić siemię rano zamiast wieczorem. Po ponad miesiącu mogę stwierdzić, że na pewno od siemienia nie przytyłam, wręcz odwrotnie waga mi nieznacznie spadła, ale to jest już wpływ zmiany diety, a nie siemienia :)) Pijąc siemię musicie jednak pamiętać by bardzo dużo pić – inaczej podobnie jak ja na początku będziecie chodzić z brzuchem wydętym jak balon 😉
Niestety nie zauważyłam wpływu siemienia na moje rzęsy – są takie same jak zawsze 😉 Podobnie nie odnotowałam jego działania na PMS ani na bóle menstruacyjne. W tej kwestii nic się u mnie nie zmieniło, podobnie jak i z cellulitem, wiecznym przemęczeniem i ospałością czy przetłuszczaniem włosów. Niemniej jednak mam zamiar kurację kontynuować i to z wielką przyjemnością 🙂 Być może po 2 czy 3 miesiącach siemię pokaże całą, swoją moc 😀